Miłośćfeatured

Pamiętam jeden z pierwszych dni na oddziale. Biegałam nerwowo od sali do sali, starałam się być wszędzie. Gdy dygnęłam mu grzecznie na korytarzu, wyciągnął rękę i powiedział:

– Dzień dobry, pani Agnieszko. Dziękuję.

Jak to możliwe, że na powitanie całuje w rękę/czoło/policzek, że obejmuje ramieniem, pamięta imię?
Jak to możliwe, że zawsze, ale to zawsze się uśmiecha?

http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/od-zawsze-ocieram-sie-o-smierc/yj58b

  • Nie wszyscy tak maja, a On ma… A kto ma… zazwyczaj wszystko pomnaza…
    Serdecznosci
    Judith

  • Niesamowity człowiek. Wzruszają mnie takie historie. Tacy ludzie jak Profesor są potrzebni światu.

    Justyna

  • piękny człowiek. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś będę potrzebowała takiej pomocy spotkam na swojej drodze kogoś takiego jak Pan Profesor i Ty Zorko 🙂

    Serdeczności

  • Anonimowy

    Miłość jest w Was – Jola W.

  • Anonimowy

    Zorko, czytam Cię już bardzo długo. Dzisiaj pora na wpis. Od zawsze choroby nowotworowe jakoś imały się naszej rodziny. Praktycznie każdy na nią chorował. Nawet ja, w wieku 30 lat. Teraz zachorowała moja mama. Wcześniej miała czerniaka skóry, teraz dopadł ją rak jajnika. Z przerzutami. Na razie czuje się w miarę dobrze, w piątek dostanie pierwszą chemię. Niestety obawiam się, że to początek końca. Naszej drogi ku śmierci. Straszne to…Często piszesz, że przechodzimy tą drogę wspólnie. Wspólnie cierpimy, też sami po części umieramy. Fakt, jeszcze nie jesteśmy na tym etapie, ale mimo mej wielkiej nadziei, walki, poszukiwań lekarza i leku, wiem, jak może się to skończyć. I nie wiem o co Cię właściwie proszę. Na pewno o modlitwę, o wskazówkę.
    Ostatnio mamcia powiedziała do mnie, nie mów mi wszystkiego, nie chcę wiedzieć. Więc nie mówię, milczę, wspieram, podnoszę na duchu. Jestem….
    "Gdybym dostała jeszcze dwa lata, to tak dużo, ile można", a mi serce pęka. Życie miała straszne, mąż alkoholik, ona niepełnosprawna, całe życie walka. Nawet teraz, gdy jest chora, ma tylko mnie. Mój brat, nie potrafię nazwać go bez dosadnych epitetów, bardziej na niej żeruje. Nawet szklanki wody jej nie podał, a żyje na jej rachunek. 35 letni facet, którego utrzymuje chora na raka kobieta. Kiedy mama zachorowała, ja już miałam wyznaczoną operację. Też rak. Pocięta musiałam się nią zajmować, jeździć 150 km dziennie, bo nie było komu. Nie skarżę się, taka moja rola, jestem jej córką, krwią z krwi. Jezu, jak mi jej strasznie szkoda. Wiem, że na pytanie czemu ona, nie ma odpowiedzi. W Boga chyba nie wierzę, mamcia tak. Nigdy nie potrafiłam pojąć tej Jego łaski i miłosierdzia w odniesieniu do tego, czego musieliśmy doznać w naszym życiu. Kiedyś Go pytałam, dlaczego. Przestałam. Nigdy nie usłyszałam odpowiedzi, a w tłumaczenie, że nas doświadcza bo….nie wierzę. Nie ma powodów na tym świecie i poza nim, żeby człowiek cierpiał.
    Życie z nas kpi Zorko, strasznie….
    Ewelina

  • Napisałam przed chwilą wiele słów, Ewelino. Skreśliłam wszystkie. Nie mam żadnych wskazówek.
    Jesteś przy niej (…mam nadzieję, że przy sobie również), dbasz, widzisz ją.

    Dużo ciepłych myśli w Twoją stronę.

    Ps. Pozwalasz mamie choć trochę się Tobą poopiekować?

  • Anonimowy

    nie Zorko, mamcia nawet nie wie, że ja chorowałam. to by ją dobiło. Nie ja jestem teraz ważna, ja mam czas, ludzi obok, którzy mnie kochają i oni dbają. O nią zadbać muszę ja, nie ona o mnie.
    Ewelina

  • :*

  • Anonimowy

    Mamcia po pierwszej chemii. jest dobrze. Jutro kupuję jej autko
    ewelina

  • Anonimowy

    Ewelino, Bóg nie ma tu nic do tego. Czy to on sprawił , że mama było nieszczęśliwa ? To mąż i syn zadali jej najwięcej bólu , ale urodziła wspaniałą córkę która pragnie jej to wszystko wynagrodzić. Jesteś wspaniała i bądź nadal, to jak miód na jej poranione życie i ciało. Moja mama całe życie opiekowała się bratem chorym na SM , patrzyła na jego powolne odchodzenie , a potem smierć. Byłam przy niej zawsze, ale to on odchodził i zawsze był ważniejszy bo potrzebował opieki . Po jego śmierci ( a sama chorowała już wcześniej) odeszła niespełna rok po nim . To było straszne, bo nie potrafiłam jej zatrzymać . Odpuść sobie , tu w niczym nie ma Twojej winy . Po prostu bądź i trzymaj za rękę . Zapamiętasz to spokojnie wtedy, gdy sama sobie powiesz że niczego nie możesz zmienić. To nie jest tchórzostwo , to raczej bohaterstwo pogodzić się z tym , to teraz Twoja rola . Ona będzie czerpała z Twojego spokoju i pogodzenia . To takie trudne , ale do przeżycia . Pamiętaj miłość nigdy nie umiera , więc mama zawsze pozostanie z Tobą . To nie bzdury , ja wiem że to prawda. Przytulam Cię cieplutko i spokoju życzę i miłości – Jola W.

  • Anonimowy

    Nadzieja umiera ostatnia , trzymaj się Ewelina – Jola W.

  • Anonimowy

    Dziękuję Jolu, bardzo, za te słowa. Za podzielenie się Swoją jakże trudną i bolesną historią. Masz rację, nadzieja umiera ostatnia….
    Ewelina

  • podziwiam cię za ten blog , jest naprawdę wartościowy , pozdrawiam gorąco