Las i laskafeatured
Trudno mi ostatnio pisać o hospicjum. Mam świadomość, jak wiele osób czyta tego bloga, nie chcę nikogo naruszać, a na tę chwilę zmienianie dekoracji, chowanie za kotarą mocno mi nie leży, zabiera też energię i czas. Siedzę więc i moszczę w sobie historie, siedzę i odraczam. Jest dobrze – tak jak jest.
Tymczasem opowieść, którą dostałam od Ewy. Ewa to cudny człowiek, przygarnęła kiedyś do swojej przedszkolnej grupy mojego syna, to dzięki niej mały odżył i świat zaczął się nam układać. Wcześniej bywało różnie, ale to inna historia (klik). Dziecię z przedszkola pomaszerowało do szkoły, a nam relacja przetrwała i rośnie.
Otóż Ewa od jakiegoś czasu chodzi do pracy. Podkreślam: chodzi – żadnych tramwajów, rowerów i samochodów. Jako że przedszkole dość wcześnie otwiera swe podwoje, idzie Ewka ciemną nocą. Nie ma w fartuszku tysiąca gwiazd – raczej duszę na ramieniu, bo ciemno, zimno, bo wzdłuż jeziora i przy ścianie lasu. O tej porze nawet rowerzystów brak. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie.
Będzie pan. Pan będzie szedł wprost na Ewę.
Krok zdecydowany, w dodatku towarzyszy mu jakiś dziwny dźwięk. Kto chodzi o tej porze i po co? Ewa napięta jak struna zastanawia się, czy nie skręcić do lasu. Facet zaatakuje i nikt jej tu nie pomoże. Regularne stuk-puk staje się coraz głośniejsze. Sprawa tym bardziej dziwna, że mężczyzna ubrany jest w odblaskową kamizelkę; zazwyczaj taką, jaką mają biegacze – tyle, że on nie biegnie. Ostatecznie Ewa zostaje na ścieżce, mężczyzna się zbliża.
I nagle widać laskę. Biały kijek stuka o asfalt, rysując dźwiękiem bezpieczną drogę. Jest piąta rano, a to, że ciemno, nie ma dla pana znaczenia. Zawsze jest ciemno, przed świtem po prostu mniej łyżworolek, wózków i ludzi. Mężczyzna spaceruje.
Ewa spotyka go kolejnego dnia i kolejnego. Stukot laski słychać nad jeziorem, w okolicy lasu, nowego zoo i domków jednorodzinnych. Widok pana w odblaskach i miarowe stuk-puk powoduje już tylko uśmiech.
Siedzę u Ewy na kanapie i myślę, skąd ten poranny spacer.
Może człowiek niedawno stracił wzrok i uczy się chodzić z laską.
Może się wstydzi kalectwa; ośmiela się wyjść tylko w ciemności.
Może nie chce pokazywać światu, że jest niewidomy, wybiera więc porę na spacer, kiedy to świat zamyka oczy.
Najbardziej jednak lubię tę wersję: ktoś, niemal co dnia, decyduje się na spacer przed świtem, by nie uszkodzić siebie i świata, by minimalizować ryzyko. Decyduje się, by – pomimo wszystko – po prostu iść.
Wieczorem czytam gdzieś: „Bywa, że trzeba przebyć daleką drogę, by wrócić do siebie”.
Bywa i tak – myślę – że trzeba dobrze osiąść w sobie, by pozwolić ponieść się światu. Takim, jaki jest.
Tego Wam życzę na święta, spokoju i zgody. Niech Was niesie.
-
słodko-winna
-
Bajkimajki
-
Anonimowy
-
monika mimo-za
-
Dorothea
-
NaMarginesie Życia
-
rybenka
-
matylda
-
Ju
-
Anonimowy
-
AMELI
-
Hana
-
Anonimowy
-
an3czka
-
Anonimowy
-
an3czka
-
Jola Wawrzynek
-
Ania
-
Anonimowy
-
Anonimowy