Śmierć powadze chwilifeatured

Jesienią na raka płuc zmarł mój teść.

To dzięki niemu trafiłam do hospicjum, dzięki niemu oswoiłam strach, a słowo stało się ciałem.
Swoją drogą z ojcem stało się odwrotnie.

Kilka dni po pogrzebie taty wchodzę do pokoju synka, a tam mały leży na podłodze. Przykrył się dużą plastikową pokrywą od pojemnika na klocki, tylko nogi wystają. Dookoła porozstawiał małe, ogrodowe lampki.

I ani drgnie.

Co to jest, Bartusiu? – pytam ze ściśniętym gardłem.

Jak to co, mamo – odpowiada spod plastikowej pokrywy lekko stłumiony dziecięcy głosik.

-Solarium.