Nie ma opcjifeatured

Mój pierwszy dzień po przerwie, jego drugi na oddziale. Startujemy.
Na początku pada kilka sakramentalnych pytań:
– Masz rodzinę, ktoś cię odwiedza?
– Ojciec i matka nie żyją, brat też. Jest tylko siostra.
– Przyjedzie?
– Nie, ostatni raz widzieliśmy się w sądzie.
Ciekawość staram się trzymać na wodzy. Wychodzi pół na pół.
Obok leży jakiś pan, Robert więc mówi ciszej:
– Siostrzyczka myślała, że po śmierci rodziców dom będzie jej, że jak tam mieszka i się nimi zajmuje, to wszystko dostanie. Akurat!
…Szkoda.
Szkoda, bo Robert jest sam i na wózku. Do tego odleżyna, przetoka, brak nogi, bakterie, które dobrały się do kości. Z hospicjum wróci do domu opieki. I tu mam opowieść ze swojego podwórka. Ale nie teraz; trzeba ją jakoś oddzielić od historii Roberta, przewietrzyć temat, wrzucić mimochodem. W końcu jest moment:
– Wiesz, największą lekcję dostałam od ojca, gdy umarła babcia. Tata wcześniej bardzo o nią dbał, mimo że dzieliło ich ponad sto kilometrów. Jeździł tam dwa-trzy razy w miesiącu, zabierał brudne rzeczy, które potem prała mama, obcinał paznokcie, mył włosy, sprzątał, dbał o to, by ktoś przyniósł babci obiad ze stołówki, by na czas opłacić rachunki, dostać się do lekarza, załatwić recepty. Za ścianą obok mieszkało jej inne dziecko. To zawsze jest trudne. Gdy babcia zmarła, został dom i ziemia. Nie było podziałów, sądu. Tata zabrał tylko nakręcany zegar, kilka zdjęć i wazonik. Na pogrzebie przytuliliśmy się wszyscy. To było najważniejsze.
…Nie należało tego mówić.
Tyle wskazówek, ukrytych ocen w tej opowieści – zrozumiałam to dopiero przy następnym spotkaniu, przyjęłam tę lekcję z wdzięcznością.
Lekcja zaczęła się tak:
– Jak ci było w szkole na wózku, jak reagowały dzieci? Mała miejscowość, ponad trzydzieści lat temu; pewnie nie było lekko… – Pytam i trochę już wiem.
– Nie chodziłem do szkoły.
– Jak to? A podstawówka? Jest obowiązkowa chyba. – Jak widać, wiem niewiele.
– Nie. W takiej popegeerowskiej pipidówie nikt się nie interesuje, czy dziecko chodzi do szkoły. Przynajmniej ze mną tak było. W szkole uczyłem się dopiero po śmierci babci, ale to była tylko Szkoła Życia.
Strasznie mi wstyd, postanawiam już o nic nie pytać. Robert jednak idzie dalej:
– Jak się okazało, że urodziłem się niepełnosprawny, matka chciała mnie oddać do domu opieki. Babcia powiedziała, że w żadnym razie, że mnie wychowa. Mieszkaliśmy w różnych mieszkaniach, ale wszyscy w jednym bloku. Ja z dziadkami, oni z bratem i siostrą. Widywałem ich sporadycznie. Ojciec odzywał się do mnie tylko, gdy sobie wypił, bo normalnie nie. Właściwie to nie były żadne wielkie rozmowy, chciał mi po prostu postawić wódkę – „z ojcem się nie napijesz?” No nie napiłem się. Pierwszy zmarł dziadek. Babcia – jak miałem szesnaście lat. To wtedy trafiłem do ośrodka – choć oni żyli, to wtedy zaczęła się szkoła. Miejsca były tylko w domu dla upośledzonych umysłowo, więc trafiła mi się Szkoła Życia. Tak bardzo chciałem się uczyć, że udawałam przygłupa. Rok wałkowania literek i trzymania widelca. W końcu się pokapowali, że ze mną OK, że czytam i piszę od dawna. Na szczęście, zamiast mnie wypisać, robili mi indywidualne lekcje, ale świadectwo mam tylko ze szkoły dla upośledzonych.
Opowieść Roberta przerywa telefon. Dzwoni koleżanka, chcę się wycofać.
– Siedź, siedź.
Wiercę się na krześle, rozmowa trwa dość długo. Docierają do mnie strzępki serdecznych zdań, Robert jest miły, na oko rozmowa go cieszy. W końcu odkłada telefon i mówi lekko wydymając usta:
– Trajkotała jak najęta, musiałem ją wyłączyć.
Robi mi się przykro. Słyszałam przecież ciepłą rozmowę. Ktoś po drugiej stronie się troszczył, Robert na tę troskę odpowiadał.
– Muszę jechać po synka. Widzimy się w przyszłym tygodniu. – Mówię.
– Jasne. – Głos nagle matowieje. Robert odwraca się i włącza tablet. Koniec widzenia.
Nie wychodzi mi, myślę w aucie. Nie umiem, nie rozumiem.
Olśniło mnie dopiero w domu. Ktoś tak bardzo porzucony jak Robert musi odcinać się pierwszy, prewencyjnie. Kończy on, obojętnieje pierwszy, panuje, nie cierpi. Można tylko przychodzić, tylko dawać – bez ocen, oczekiwań. Zrozumiałam też całą tę szarpaninę o spadek. Od rodziców nie dostał nic. Porzucili go, uciekli w alkohol. Odebrali dom, nie pomogli zbudować relacji z rodzeństwem. Pieniądze to jedyna rzecz, która została. Coś, co się należy, bo prawnie jest się jednak czyimś synem. Synem. Robert nie ma skrupułów. Wszystkie oceny odpadły. Mam prawo powiedzieć, że robi źle, że nie warto się bić? Ja, wyczekane dziecko swoich rodziców, jedynaczka, która mogła rosnąć jak chce? Jak to jest mieszkać w DPS-ie przez tyle lat, jak to jest mieszkać w tym samym bloku z rodzicami, którzy się ciebie wyrzekli?
Piszę o Robercie otwarcie, z premedytacją nie zmieniam dekoracji – zamówienie specjalne.
Niedawno wchodzę do jego pokoju, na stoliku „Zorkownia”.
– Zobacz, co mam. – Zaczepia zawadiacko.
Peszę się okrutnie.
– Skąd masz tę książkę?
– A taki jeden wolontariusz mi opowiadał o tobie i książce, którą właśnie skończył czytać. Mówił, że warto, no to pożyczyłem. Jedna uwaga. Mogę?
– No wal. – Mięknę. Pierwszy raz widzę swoją książkę na stoliku pacjenta.
– W drugiej części musisz koniecznie napisać o mnie. Nie ma opcji.
– Zaczęłam o tobie i schowałam. Boję się publikować, bo to osobiste sprawy. Jesteś na oddziale, a ludzie są różni, nie każdy zrozumie.
– Mam to w nosie, pisz. I napisz jeszcze, że tu jest dzień do nocy. Wy, pielęgniarki… Nigdzie tak nie ma, a widziałem sporo. Mógłbym tu mieszkać.
– Zmienić imię?
– Nie, niech będzie jak jest. Przychodzisz w środę?

  • Anonimowy

    Witam.Czytam zawsze i niestety musze wracac drugi raz aby przeanalizowac i zastanowic sie.Dziekuje,ze piszesz.Ostatni post o Wiosnie ryczalam jak bobr.pozdrawiam aga

  • Mądra kobieta z Ciebie, pozdrawiam i dziękuję za to co robisz.

  • Chciałabym umieć. .

  • znam taką historię
    z rodziny
    po smierci , bardzo wczesnej ,zony i związaniu się z inną kobietą mój wujek próbował zniszczyć swoje dzieci
    umarł nagle
    dzieci zarządały spadku
    i uważam, że nad wyraz słusznie

  • Anonimowy

    Uściskaj go. Po prostu.
    Ania od

  • Wow.

  • Anonimowy

    Usciskaj go od kogoś, kto sobie z podobna sytuacja poradzzil. Zawsze jest wyjście chociaż gotowych rozwiązań nie ma

  • Pozdrów człowieka ode mnie – Ani B.
    Tak po prostu pozdrów. Niech się trzyma.

  • Jak to możliwe, że dopiero teraz Tu trafiłam? Nie wiem. Ale… Czytam, czytam, serce pęka, łzy nie przestają lecieć i już wiem co będę dziś robiła. Wreszcie wiem.I za to dziękuję.

  • Ja też dziękuję.

  • Anonimowy

    Czyli jest szansa, że będzie druga część? Już czekam

  • Emilia

    Bo na nic w życiu nie ma łatwej recepty, a punkt widzenia zawsze zależy od punktu siedzenie. Ukłony dla Roberta.

  • Malgorzata Dunikowska

    Zorka po prostu go uściskaj. Zawsze, niezmiennie zastanawia mnie fakt, dlaczego jedni na ziemii dostają od losu wszystko, a inni nic. Ciężko tak czekać na tym łez padole na nagrodę , która będzie w niebie. Zorka jeszcze raz dużo dobrych fluidów dla Roberta.

  • Niesamowita jesteś….