Światło we mgle

Światło we mglefeatured

Wczoraj znów go zobaczyłam.
Impreza-niespodzianka w wieczornym ogródku, tort, szampan, przyjaciele, sąsiedzi, telewizja, prezenty, sto lat. Na powitanie przytulam się do jego jasnej głowy.

Gwar, flesze i tysiące pytań – każdy czegoś chce. Przemek uśmiecha się, cierpliwie znosi szybkie tempo uroczystego wieczoru. Mówi spokojnie; zmęczenie oswaja przecież od lat. Łaskoczemy go pytaniami nie słuchając siebie nawzajem. Bo się cieszymy, bo chcemy porozmawiać, się dowiedzieć, pokazać. Przemek skupiony, waży słowa; słyszą go tylko ci, którzy są najbliżej.

– Pokaż mi ręce – proszę.

Znam ten wzrok, ten uśmiech. Trafiony zatopiony. Ręce z odciskami, z rozerwaną między kciukiem a wskazującym palcem skórą. Aż mnie boli.

– …Masz jakąś odleżynę?

Jedno spojrzenie i wszystko jasne.

– Przyjedź do hospicjum, umówimy cię z lekarzem, nie ma na co czekać.

Przemek nie chce obciążać, absorbować. Wszystkie obszary, w których radzi sobie sam, są pilnie strzeżone.

– A ty jak się czujesz? – pyta.

Dobrze znam ten ping-pong, gramy w te grę od dawna. Każdy sms z wyprawy, każdy telefon zaczynał się lub kończył tym pytaniem.

– Co pan poczuł, gdy pan dotarł do latarni na wyspie Ouessant? – przerywa dziennikarz.

Na dworze już prawie ciemno, kamera doświetla cel ostrym światłem, Przemek mruży oczy i odpowiada cicho:

– Radość i smutek jednocześnie.

Kolejne pytania szybko tuszują konsternację profesjonalisty.
Jakie plany, marzenia i tak dalej.
Dalej.

Gdy kamery gasną, mikrofony przetrybiają się na off i znikają samochody, wciąż widać światło.

Mały Książę jaśnieje w ciszy.

Latarnię, do której jechał przez tyle dni, ma przecież w sobie.

.

  • Anonimowy

    No co za facet! 🙂
    Takiego meza szukam:)
    M.

  • Ze świecą szukać. 😉

  • Anonimowy

    On sie usmiecha calym soba :)!
    M.

  • Toż mówię, że świeci. 😉

  • Anonimowy

    Ta gra nazywa się przyjaźń. Jedną z jej podstawowych zasad jest wzajemna troska 🙂
    aga.ta

  • Ja też takiego męża szukam 🙂 Cieplutkie pozdrowienia dla Przemka :*

  • Anonimowy

    To ŚWIATŁO miał zawsze w sobie 🙂 Raz poznany nigdy nie da o sobie zapomnieć. Masz gra trwa już blisko 10 lat…po raz nie wiem już który duma mnie rozpiera 🙂

  • wielki szacun!

  • Przemek przejechał tym razem 2405 km. 🙂

  • Anonimowy

    Chylę czoła i podziwiam 🙂
    Życzę wytrwałości, zdrowia i dziękuję,że przez bloga p.Agnieszki mogłam poznać tak wspaniałego człowieka…Serce się uśmiecha patrząc na zamieszczone tutaj zdjęcie…

  • Jaki On Piękny… 🙂

  • Podziwiam takich ludzi, ze pomimo choroby realizują swoje marzenia i pasje. Naprawdę wielki szacun dla Niego:). Oby mój przyszły facet miał tak wielkie pasje:p.

    Justyna

  • ewa

    Właśnie Zoreczko. SŁYSZĄ Go ci, co są najbliżej. A Światło świeci blaskiem nieodbitym.

  • Anonimowy

    Obserwowałam przygotowania Pana Przemka do wyprawy i bardzo się cieszę, że się udało. Wiem sama po sobie że dążenie do celu jest pełnią szczęścia, ale już osiagnięcie go…niekoniecznie. Trzeba zaplanować nowy cel, na pewno doda mu sił planowanie kolejnej wyprawy, choć poprzednia pewnie bardzo zmęczyła. Życzę siły Panie Przemku i kolejnych planów-buziaczkót tysiące dla Zorki i Przemka-Jola W.

  • Ewo! 🙂

  • Jolu, zmęczyła bardzo. Przemek spał trzy dni, schudł, od kierowania wózkiem pokaleczył ręce.
    Jednak już myśli o kolejnej wyprawie. Bardzo chciałabym z nim pojechać. Tym razem przez studia (sesja) i operację się nie udało.

  • Anonimowy

    Kochana Zorko pojedziesz- to Ci doda sił. Już mieć plany, juz marzyć o czymś- to tak ładuje bateryjki. Najgorzej jak Cię "zakorkuje" i pomyślisz, że nic nie ma sensu. Ty do takich nie należysz, czytam Twoje wpisy z otwartą gębą i dopiero teraz nabrałam odwagi żeby napisać.Do boju kobieto, jak ja za Ciebie trzymam kciuki to już połowa sukcesu- kolejny tysiąc buziaczków
    Jola W.

  • "Marzenia są jak krew" – takiego smsa dostałam od Przemka spod francuskiej latarni. Niech wiec pulsują miarowo! 🙂

  • Anonimowy

    Sorki za tą uwagę, ale nie mógł chodzi więc jego pupcia dostała popalić- czy sobie poradzi ? Wiem, lekarze itd. ale porady sióstr środowiskowych które odwiedzają obłorznie chorych- bezcenne. Z takich rad korzystała moja mama gdy opiekowała się moim bratem chorym na SM ( 32 lata starzu w chorobie)- teraz niestety oboje nie żyją. Najpierw zmarł mój brat
    na niewydolność krążeniowo-oddechową ( tak najczęściej kończą SM-owcy), a moja mamunia (myślę że to choróbsko siedziało w niej gdy jeszcze żył braciszek) zmarła w raka płuc z paskudnymi przerzutami do mózgu. Przepraszam, że Ci o tym piszę- ale to nie po to żeby Ci wypominać że inni też mają swój krzyż- tylko dlatego, dlaczego była potrzebna
    doraźna pomoc na odleżyny mojemu bratu i tak jakoś mi się wspomniało moje kochane bliskie osoby. Wiesz, jak czytam Twoje wpisy to naprawdę z otwartą gębą
    i ciary mam na całym ciele. Czasem piszesz trochę niezrozumiale (pewnie skrótem), ale to pewnie jest wiadomość dla osób znających Cię bliżej ( masz do tego przecież prawo).Zorko, wiem że powtórzę za innymi, ale jestes niesamowita i przybliżasz nam "zwykłym śmiertelnikom" że hospicjum to też życie albo nauka umierania. Ja miałam zamiar w poniedziałek "zameldować" moją mamę ( wtedy już w bardzo ciężkim stanie)do hospicjum ( był potrzebny tlen), ale zmarła w niedzielę i tyle. Śmierć to magia,ale trzeba żyć ile się da i jak najpiękniej jak Ty i Przemek.Buziaczki- Jola W.

  • Och Zorko, jakże mnie zachwyciła opowieść o Przemku 🙂 I to jego świecące zdjęcie. I wieść, że się wybierasz na wyprawę. Jedź, jedź koniecznie. A gdybyście potrzebowali jeszcze jakichś towarzyszy, dajcie znać. Rzucam wszystko i jadę 🙂
    Ściskam z całych sił!

  • Anonimowy

    Zorko,zabieram swiece i lece:)
    M.

  • Ewa

    Skąd w tym człowieku tyle siły???

  • Anonimowy

    Mam problem z takimi opowieściami. Ze "zwykłymi-niezwykłymi" wyczynami osób z niepełnosprawnością. Nie lubię gdy ludzie przerysowują ich zarówno in plus jak in minus.
    Podziwiam Przemka. Tak samo jak podziwiałabym gdyby ten dystans przeszedł na piechotę lub przejechał stopem. Wierzę, że światło, które w sobie nosi nie jest implikowane stanem jego ciała. Chcę wierzyć, że stojąc na własnych nogach uśmiechałby się tak samo i tak samo poczułby radość i smutek. Jest mi wtedy o wiele bliższy, nie muszę patrzeć ani na bohatera ani na człowieka desperacko spełniającego marzenia.
    Dopiero wtedy jest pięknie, jest człowiek.
    Każdy powinien mieć pasję i marzenia. Tylko nie o każdym napiszą/nakręcą/opowiedzą.

    ~denovo

  • Rozumiem. Nie znałam Przemka przed wypadkiem, nie wiem jakim światłem i czy świecił. Pewnie był w drodze. 🙂
    Spotkałam wielu ludzi na wózkach, ich historia wyraźnie rozszczelnia się na przed i po. Najczęściej owo 'przed' to coś na kształt owczego pędu (tak to widzą), z własnym nosem na pierwszym planie, z ogromną dawką zbędnego stresu, gry niewartej świeczki.
    Wypadek/choroba sprawiła, że perspektywa się zmienia.
    Ale nie to jest powód, by kogoś podziwiać. To tak, jakby ktoś podziwiał mnie ze wględu na przeżytą śmierć dziecka.
    Przemek jest dla mnie jednak i pozostanie mistrzem świata; musiałabyś go poznać, by to zrozumieć, denovo. Nie ze względu na wyprawy. Ze względu na to, jakim jest człowiekiem tu i teraz, jak walczy i ile daje z siebie innym.
    O tym nie piszą w gazetach, ale Przemek potrafi od przeszło dwóch lat pokonywać na wózku ogromną odległość (6 godzin w jedną stronę) tylko po to, by odwiedzać w szpitalu chłopaka ze zdiagnozowanym zespołem zamknięcia, cierpliwie przy nim być, rozmawiać za pomocą wymiętoszonej kartki z alfabetem. A potem, po ciemku i w deszczu, wracać poboczami wśród spalin do domu.
    Tego nawet nie można porównać do mojej obecności przy Pe; ja nie mam bolesnych przykurczy, spastyki, odleżyn, cewnika. Nie płacę za taką obecność tyle, ile płaci Przemek.

    Na zorkowni są tylko dwa wpisy o Przemku. Żaden nie jest przerysowany. Powiedziałabym, że dość ostro wyhamowywałam. :)))
    I też się dziwię, ale bywają, naprawdę bywają tak dzielni, dobrzy, silni i mądrzy ludzie! Do tego stopnia, że aż świecą. No i potem ocieram się o patos. :))) Ale: mój blog, mój punkt widzenia, moje ryzyko.

    Pozdrawiam ciepło!

  • Pięknie Pani pisze Pani Agnieszko, wpadłam na Pani blog od Chustki i wsiąkłam…
    przeczytałam najpierw raz jednym tchem i zalałam całą klawiaturę łzami, potem przeczytałam drugi raz i nadal mam niedosyt zaglądam codziennie. Pozdrawiam -Joanna

  • Ja jeszcze nie czytałam bloga; bezlitosna autokorekta by go zabiła. 😉 Przed konkursem na Bloga Roku, już po zgłoszeniu, zerknęłam na pierwsze notki i załamałam ręce – tyle słów.
    Wciąż się uczymy, jesteśmy w drodze. W sumie dobra wiadomość.

  • Ps. Co ja mam dziś z tym "w drodze"? ;)))

  • Anonimowy

    Zorko, nawet jeśli to jest patos to chwyta 🙂 Twój sposób opisywania zauważonego jest niesamowity literacko – jeśli skończysz tą swoją psychologię i nie dasz się wtłoczyć w metodologiczną ilościówkę (właściwie to sobie nie wyobrażam tego chyba…) życzyłabym sobie przeczytać Twoją pracę w formie książkowej 🙂

    Chodzi o to, że ja nie ważę kosztów. Twoje siedzenie jest takim samym siedzeniem przy łóżku chorego, jak jego. Każde z Was ponosi koszty, ale nie są one w żaden sposób porównywalne.
    Bo czymże są te Przemkowe ping-pongi? Może właśnie próbą odwrócenia zwierciadła – "Zorka, spójrz w lusterko, przecież Ty też świecisz…"

    ~denovo

  • Magisterka na psychologii to, przepraszam, prezentacja umiejętności metodologicznych. Niewiele ponad to. Wątpię, bym sama chciała to czytać. Dodam, że metodologię i statystykę oblewam notorycznie, a SPSS wyszedł mi dawno bokiem.
    Na polonistyce mogłam sobie chociaż ciut popłynąć. 😉
    Trzeba być może było brać się za doktorat jak był czas i chętni, ale wtedy dużo fajniej uczyło mi się w LO i zakładało rodzinę. Oczywiście prezentacja wiedzy co do poprawnego cytowania i robienia bibliografii była przy polonistycznej magisterce nieodzowna. Bleee. ;)))

    A tak w ogóle rozpisuję się w tych komentarzach nad wyraz! Wszystko przez tę kanapową rekonwalescencję! 😉

  • A co do odwracania lusterka, denevo. Przemek mi dokładnie to powiedział kiedyś.
    Tak się głaszczemy po główkach. 😉

  • Zorko, ja się niedawno obroniłam w formie jakościowej, bardzo Ci polecam iść pod metodologiczny prąd 🙂 Robiłam wywiady na temat porodu i bardzo polecam Ci, myślę, że byłoby to dla Ciebie idealne. A pisanie pracy-sama przyjemność, zero tabelek i płynnnniiesz 🙂

  • Tu jest Poznań, metodologia rules, tu mamy prof. J. Brzezińskiego. Pisać więcej? 😉

  • Anonimowy

    Jest mi przykro, autentycznie, jak czytam o takim metodologicznym usztywnieniu.
    Sama pisałam w jakościowo (o ojcach:) ) i to podejście bardzo mi pasuje. Ankieta, statystyka, tabelki – i gdzie tu człowiek?
    Bleh…

    ~ denovo

  • Twój patos jest malutki i jest bardzo stosowny:). Widziałam gorsze odmiany patosu, wręcz komiczne i przerysowane. A Przemek nawet na tym zdjęciu jest niesamowity.

  • Przepiękny uśmiech!