Podłogafeatured
Tak, to był dobry pomysł. Cofnąć się na schodach.
Wcześniej Ulka ścinała mu włosy, ja zamiatałam podłogę.
Jeszcze wcześniej, zsynchronizowana z żoną, prowadziłam wózek na taras.
Andrzej, wózek, stojak z kroplówką, cewnik, pompa do morfiny – sunęliśmy korytarzem w tempie procesji. Żona zapaliła papierosa z białej strony. Papieros wylądowal w kubku z wodą.
– Ja bym nie wyrzucił.
– Przepraszam, już nie myślę.
Potem łazienka. Gdy przesiadaliśmy się z wózka na sedes, myślałam, że nie dam rady. Szlafroki, rurki, piżamy, pieluchy, siniaki. Nie przyglądałam się, starałam ominąć.
– To się nie uda, już nie mogę.
Wróciliśmy na taras.
Ulka przyniosła nożyczki, obcięła paznokcie, potem przystrzygła włosy. Ja zamiatałam podłogę. Potem twarz chusteczką. Dmuchałam na szlafrok i szyję. Nie miałyśmy fryzjerskiego pędzelka.
Na schodach i na koniec pomyślałam, że jednak wrócę.
Podłoga lśniła mokro, pani powiedziała znad mopa:
– No gdzie? Mokra przecież.
– Muszę się pożegnać. Przepraszam.
Pocałowałam go w czubek głowy. A on mnie w rękę.
Zmarł w piątek o siódmej rano.
-
Jola Wawrzynek
-
Beata
-
Anonimowy
-
errata
-
Anonimowy
-
Pola Holmes