Tarasfeatured
Piotrek, około trzydziestki. Około – co za rozmach; przecież wiem, że akurat do tej mety nie dobiegnie.
Piotrek, lat dwadzieścia dziewięć z hakiem – hak to płuca poszatkowane jak sito.
Mówi cicho i dużo, o dziwo. Siedzimy na tarasie.
Zakotwiczają się trzy kadry.
I
– Chcesz się położyć? – Pytam, bo słyszę jak sapie.
– Nie, nie, na łóżko jeszcze przyjdzie pora, wolę taras. Zresztą za mało czasu minęło.
– Od czego za mało? – Nie łapię.
– Jestem tu niecały tydzień. Żebym tu był, ktoś musiał całkiem niedawno umrzeć. Na moim/nie-moim łóżku. Przestrzeń musi się oczyścić, niech będzie choć chwilę pusto. Mam w sali sąsiada, on też potrzebuje intymności, a nie może wyjść. Znam swoje miejsce, w hospicjum dopiero raczkuję.
Piotrek skończył filozofię, ale o tamtym życiu za dużo nie rozmawiamy.
– Gdybym miał sobie przypomnieć o swoich planach sprzed choroby… Gdybym… Ale jest jak jest. Choroba, ludzie stąd – chorzy, pracownicy; nie chcę widzieć znajomych ze studiów. Oni mają swoje życia, dzieci im się rodzą, szef wkurza, spłacają kredyty, pakują się na wakacje. I tak mnie boli, szukam spokoju.
II
– Masz Facebooka? – Wyskakuję nagle, bo jakoś zeszło na net.
– Nie. Mam życie.
Piotrek sunie dalej, ja stoję, z głupotą na wierzchu. Warstwy nadmiaru osypują się jak puder. Facebook, Instagram, wyprzedaż, tydzień włoski w Lidlu, książeczka McDonald’s, szklanka gratis, lody, latte macchiato. Zaraz wychodzę z hospicjum. W drogę, w bieg, piąty bieg. Run, Forrest, run.
Piotrek ma życie poza światem, wdech i wydech.
III
Jest czerwiec, kończy się rok szkolny, jadę do hospicjum poza kolejnością. To dlatego, że ktoś ukradł Teresce portfel i okulary. W sklepie „Wszystko za 5 zł” kupuję portfel, okulary łapię w Rossmannie. Bycie aniołem kosztuje dziś tylko 22 zł – tanio, polecam. Tereska w skowronkach.
Idziemy na dwór, majtamy nogami na ławce. Po godzinie odprowadzam ją do pokoju, chcę wracać do domu.
I widzę go, znów siedzi na tarasie.
Stoję pośrodku korytarza, do zrobienia pięć kroków ku. Nie mam siły, mam dziecko, męża, miały być wspólne lody, zakończenie roku. W tył zwrot.
Widzę go kątem oka, już na dole, przyspieszam. Gram ten pośpiech, gram w nie-mam-czasu-przykro-mi-będę-w-środę.
On też gra.
W to, że jest jeszcze, w to, że łóżko poczeka.
Umiera kilkanaście godzin później. Na tarasie. Z widokiem na hol, na drzwi, na w drogę.
-
rybenka
-
Dorothea
-
Madzik
-
chud sza
-
Kobieta majsterkująca
-
Anonimowy
-
Grazyna 1
-
Nanik
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Magda Jankowska
-
Anonimowy
-
an3czka
-
Nitrogliyceryna
-
matkojedyna
-
Jola Wawrzynek
-
Justa
-
Wiktoria Dróżka
-
Anonimowy
-
Tyśka
-
Anonimowy
-
Marta
-
Anonimowy
-
GAJA
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
5000lib
-
karinan1975
-
Jeszcze Lepiej
-
Natalia
-
Mirek K.
-
Katarzyna Zimoląg