Zdjęcie wyszło poruszonefeatured

Niedzielne popołudnie, pierwszy cieplejszy dzień. Od rana tkwię na zajęciach, skończę o dwudziestej pierwszej. Jedna przerwa; spacer ratunkowy.
Nieopodal uczelni jest stary cmentarz. Odwiedzam kilka bliskich i dalszych grobów: mijają Państwo Niespieszni, Państwo Podręczni, Pani Osobna i Panna Naamen.
Mijam mężczyznę, dwie kobiety i dziecko.

Idę ku wyjściu, zapałki oddaję przy bramie.

Nieopodal cukiernia. Po schodach mozoli się krucha staruszka. Wzrost jedenastoletniej dziewczynki. Tak właśnie. Poczekam – myślę sobie – przytrzymam drzwi. I trochę mi głupio tak stać, za dużo ludzi. Oto ja-grzeczna, ja-służebnica pańska? Więc wchodzę, nie czekam.
Przede mną kolejka. Drzwi otwierają się bardzo powoli. Babuleńka staje tuż za mną; chcąc nie chcąc patrzę z góry. Pora na mnie.

– Co to za ciastka? – pytam.

– Kruche z bakaliami.

– Poproszę sześć.
Staruszka nieśmiało:

– One są na sztuki?

– Na wagę.

Starsza pani ściąga brwi. Myśli, rozważa, zerka na placki, wraca do ciastek.
Uśmiecham się, pochylam w jej stronę. I chyba bardziej do siebie mówię.
Teraz wiem, że bardziej do siebie:

– Warto spróbować.

Pstryk.