W jak wdzięcznośćfeatured
…
Wybrzmiewa nią całe hospicjum.
Wdzięczność ma w sobie całą paletę dźwięków.
Harfa.
Michał pojawił się z nią, by dotrzymać słowa. Obiecał sobie, że gdy dostanie wymarzony instrument, przyjdzie do hospicjum i zacznie grać. Dobrze pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Biegałam pomiędzy pokojami, próbowałam ogarnąć wszystkich naraz; to były czasy, gdy dawałam powiększając debet, jadąc na rezerwie, wymijając siebie. Harfa zatrzymała mnie w biegu. Pootwierałam sale na oścież, usiadłam na tarasie, poczułam zmęczenie. Michał tkał na swoim krośnie, układał z nut całe krajobrazy. Były miękkie i czyste. Wsiąkały pod powieki.
Hania.
Raz do roku dla przyjaciół hospicjum organizowany jest koncert. Wiedziałam, że tym razem zaśpiewa Hanna Banaszak, zabrałam więc mamę, myśląc, że to bardziej dla niej. Hania wbiła mnie jednak w fotel. Bez wynagrodzenia zaśpiewała tak, jak śpiewa się w najsłynniejszych salach świata. Siła charakteru, ciepło i pewność rzeczy wibrowały w każdym tonie. Fantastyczny zbieg okoliczności sprawił, że po paru miesiącach zjadłyśmy razem kolację. Od stołu wstałyśmy po sześciu godzinach, dostrojone, z poczuciem, że ciąg dalszy nastąpi.
Audiofeels, Kasia Wilk, Mezzo.
Ich koncerty były prezentem dla wolontariuszy. Chłopcy z Audiofeels to kulki pozytywnej energii; trzeba ich zobaczyć na żywo (Kitek, jakie ty witaminy bierzesz?). Radość śpiewania plus talent. Z podobną pasją występowała Kasia Wilk i Mezo w koszulce wolontariusza. Można śpiewać nie dla pieniędzy, nie z wyrachowania; można używać talentu, dawać czasem to, co ma się najcenniejszego, w prezencie. Serce rośnie.
La Vita Quartet.
Czterech młodych muzyków, którzy niedawno porwali mnie kompozycjami Piazzolli. Tango Nuevo – połączenie tanga argentyńskiego, jazzu, muzyki żydowskiej – to opowieść o zachwycie i rozpaczy, głodzie, tęsknocie. To zderzenie czołowe z życiem, a więc z miłością i stratą.
Skrzypek z La Vita Quartet to syn naszej wolontariuszki. Jola od kilku lat, co czwartek, maszeruje po oddziale z wiklinowym koszykiem i zbiera zamówienia od pacjentów. Skrupulatnie notuje co komu, robi zakupy, z uśmiechem rozmienia się na drobne. Pierwszy raz spotkałam ją przy łóżku mojego teścia; przyniosła ulubione wafelki. Tego samego dnia zapisałam się na kurs dla wolontariuszy.
Dzięki hospicjum częściej niż kiedyś słucham muzyki na żywo – czasem takiej, na którą w innych okolicznościach pewnie bym nie trafiła. Nie zawsze nadajemy na tych samych falach – nie szkodzi. Egzotyczne style; pełne zdziwień, czasem wzruszeń, dźwięki. Bywa, że docierają do najgłębszych pokładów milczenia, pomagają wracać do siebie, zobaczyć to, co odłożone na potem, pobyć z tym, nabrać sił.
Różne brzmienia. Różni pacjenci.
Bycie w hospicjum to szkoła dostrajania, przełączania się pomiędzy kanałami. Przyzwolenie na nowe, często obce, gubienie się pomiędzy, powroty do domu. Błogosławione rozmienianie się na drobne.
Otwieranie na oścież.
Wdźwięczność.
.
-
urszula
-
Anja
-
Anonimowy
-
Joanna Mróz
-
Nitrogryceryna
-
Żaneta Beznazwska