Pocztówka z wakacjifeatured

Oddział Opieki Długoterminowej. Dzięki Pe penetruję szpital nr 3.
Ale o Pe nie dam rady.

Przyglądam się ludziom obok.

Szpital nr 1, OIOM:

Zofia, lat wiele, naga i w pieluszce. Jej córka ciągle płacze na korytarzu. Raz ją przytulam.
Roman, co ciężko oddycha. By przestać w nocy.
Michał, chwilę po czterdziestce, wielki jak wieloryb. Ciśnienie powyżej dwustu od wielu tygodni. Obok żona na drżących szpilkach. Nie tleni włosów od miesiąca.
Staruszek, sam zupełnie. Znika w pościeli.
Chłopak ze złamanym kręgosłupem. Banalnie. Do bólu.

Szpital nr 2, Oddział Rehabilitacji:

Darek, raczej w moim wieku, 7 miesięcy w śpiączce, kilka w hospicjum, parę lat w łóżku. Dziś chodzi o kulach, mówi, rozsiewa po oddziale radosne ADHD. Za chwilę wychodzi do domu.
Tomek, dwadzieścia parę, zespół zamknięcia, wodogłowie. Obok żona – Święta Troska, co mieszka w szpitalu od ośmiu miesięcy. Patrzę, chłonę.
Na zewnątrz dziewczyna uczy się wspinać po schodach. Ogolona czaszka przecięta blizną, plecy – strużką potu. Za nią przystojny rehabilitant.
Piotr, lat 40, po rozległym zawale. Obok ojciec o twarzy Herberta. Ze strachem w oczach. Na stoliku zdjęcie roześmianej 8-latki.

Szpital nr 3, Oddział Opieki Długoterminowej:

Feliks bez nogi. Zmęczony upałem. Mówi mi o zmarłej rok temu żonie. I że sam. I że już nie ma siły.
Obok Pe Stanisław, staruszek. Siwy, zmęczony, przykryty szorstkim kocem. Zawsze mu zimno, nawet teraz. Nikt go nie odwiedza. Wciąż leży za nisko. Nie mam siły go podciągnąć. Nie mam tu siły na nic.
Tęsknię za hospicjum.

Oleiste ściany o najgorszym z możliwych kolorów. Widok z okna na betonowe podwórko i śmietnik. Bezlitośnie szeleszczą popsute wertikale, plastikowe koraliki stukają w parapet. Brzęczy akumulator od antyodleżynowego materaca. Materac jest z gumy; można przykleić się na amen.

Bo tylko tam jest powietrze.
Słychać je wyraźnie.

Brzęczący akumulator doprowadza mnie do szału. Wchodzę pod łóżko, wyłączam, włączam, ustawiam na bokach. Nic.
Idę do pielęgniarki, przepraszam, że żyję.

– One są stare, czasem tak buczą. Co robić?

Pomysł jest taki: poszukać jakiegoś wolnego łóżka, wymienić akumulator. Idziemy na łowy. Jest wolne łóżko. Obok starsza pani. Jestem intruzem, spuszczam głowę, koszula pani rozpięta aż do pępka.

Głos o barwie łamanych gałązek:

– Czy ja tu będę sama?

Ze strony pielęgniarki cisza.

– Czy tam za ścianą ktoś leży?

– Tak, inna pani – pielęgniarka odłącza akumulator.

– A…, a jak… Jak mam wołać, żeby pani przyszła? Ja się boję, że jak coś się stanie, nikt tu nie przyjdzie…

– No wołaj, jak cię uczyłam.

– Ale ja…, ja zapomniałam. Jak ma pani na imię? – głos staruszki drży.

Zaraz się rozpłaczę.

– No nie pamiętasz? Krzyknij po prostu: „marianna woła!” i wtedy przyjdę.

– Marianna woła… Marianna woła…

Wychodzimy.

Jasno widzę kierunek, Basiu, moja kochana koordynatorko.
Musimy szkolić wolontariuszy, musimy wbić ich, przeflancować na takie oddziały. Na dzień dzisiejszy nie widzę, prócz wychowania syna, ważniejszego zadania dla siebie.

A patos – rzecz do wybaczenia.

.

  • Anonimowy

    …Jola leży już ponad rok…na materacach antyodleżynowych też…..marazm…chyba nadszedł czas skupić się nad wychowaniem córki…

  • Z pokorą chylę głowę…jesteś wielka!

  • Aga, zmęczyłam się samym tylko czytaniem. Na żywo u mnie też ostatnio szpitalnie, tylko pediatrycznie i też by można novele napisać, po jednym tygodniu… Trzymaj się, nie daj się zwariować!

  • elw

    czytam ale nie umiem nic mądrego napisać….przepraszam. Taki pustostan mnie ogarnia czasami, że aż boli.

  • Anonimowy

    Zoreńko…
    Wolontariuszy trzeba i … ludzi. W szpitalach, na oddziałach, w przychodniach.
    Personel (bo to nie pielęgniarki, lekarze a właśnie PERSONEL) nieludzki należałoby często zmienić.

    "Niech się przesunie", "i czego ryczy?", "musi boleć"… ręce się same zaciskają w pięści.

    Przykład?
    Młoda lekarka – o swoich pacjentach mówi "głupcy, kompletnie nie rozumieją co się do nich mówi; nie zasługują na inne traktowanie, tylko na tłumaczenie jak debilom".

    Nikt jej nie nauczył? Skąd takie podejście? Gdzie to można wychwycić? Na etapie studiów? Praktyk? Gdzie?

    Kaitek

  • Podziwiam. Od zawsze i bezustannie.
    Nie wiem, gdzie Pani znajduje tyle siły, ale jest to coś pięknego.

    Ja planuję zacząć od sierpnia, może września. Pragnę tego, jak niczego innego.

  • Anonimowy

    Najbardziej bolą mnie staruszki, bo zapamiętam do końca życia obraz najukochańszej Babci na szpitalnym łóżku na wpół sparaliżowanej i moje zdziwienie, że ona tak mało włosów ma, a przecież 2 tygodnie wcześniej stała na nogach i się śmiała.

  • Róża

    Skąd w pielęgniarkach tyle nie-ludzkości? To skorupa, ochronny, służbowy skafander wkładany od drzwi po to, żeby nie bolało? Wciąż mnie to dziwi, wciąż nie rozumiem. Chciałabym wiedzieć, skąd się biorą TACY ludzie w TAKICH miejscach. I jak można tak bardzo na cudzy ból oślepnąć, skoro ten ból widać nawet w słowach.

  • Na szczęście znam też czułe i ciepłe pielęgniarki.
    Poznałam je głównie w hospicjum.

  • Anioł?Zorka? Anioł. Jestem przekonana, że tak jesteś postrzegana, nawet jeśli Cię to zawstydza. Nie wstydź się. Mało jest prawdziwych odważnych Aniołów bez skrzydeł, ale z sercem….
    Karolina

  • Anonimowy

    Mój Dziadziuś umierający na raka żołądka——szpital——-znieczulica TOTALNA, w przebłyskach ,, jestem tutaj: Dziadziuś powtarzał mi do ucha: ,,one są złe, krzyczą na mnie, jak mnie dotykają to BOLI" Dziadku co Cię boli:—-cisza, już nie pamiętał/już za bardzo bolało/akurat weszła ta ZŁA pielęgniara. Babcia siedziała 12 h/dobe, później zmniana—-mimo wszystko Dziadek opowiadał o ZŁYCH szpitalnych objawach. Zachował -niestety mam wrażenie-tych lekarzy i cały personel , którzy nie chcieli/nie potrafą się pochylić nad Tym , który NIE ROKUJE! Smutne, okrutnie, smutne. Podziwiam Cię ogromnie 🙂 Serio.MK

  • O niebo (nomen omen) łatwiej jest być aniołem dla nieznajomych. 😉

  • Jesteś cudownym, dobrym człowiekiem,
    podziwiam Cię i uwielbiam czytać ! pozdrawiam ! 🙂

  • Anonimowy

    Jesteś aniołem dla nie znajomych, znajomych, i tych zupełnie anonimowych. Chylę jeszcze raz niziutko głowę, naprawdę wielki szacunek. Ja NIE DAŁAM rady —-tak myślę——odprowadzając Dziadziusia, trudna droga/,,robota"- ciężko. Nie odprowadziłam. Nikt tego NIE zrobił. Zniknął SAM. Może tak chciał?MK

  • czytam i milczę. odwaga.

  • Ledwo dałam radę przeczytać do końca…
    Gdybym się nadawała…kilka razy próbowałam (Palium Poznańskie), ale zbyt słaba jestem…

  • Palium Poznańskie powiadasz 🙂

  • Tak, ale dobre lata temu. Przebrnęłam przez szkolenie na oddziale na Szamarzewskiego…dalej sił nie starczyło.

  • Anonimowy

    czasem mysle sobie, ze to jakie zycie prowadzimy, jacy jestesmy dla rodziny, dzieci, bliskich przeklada sie na to jaka mamy starosc i smierc
    czy umieramy samotnie w szpitalu, zdani na laske i nielaske personelu czy w otoczeniu kochanych osob( oczywiscie sa przypadki losowe gdy ktos zostaje sam)
    Ci staruszkowie, ktorych nikt nie odwiedza czesto byli dla swoich rodzin okrutni, nie dawali milosci swoim dzieciom wiec jej teraz w zamian nie dostaja
    moja znajoma miala ojca, ktory bil matke, ja molestowal a potem po wylewie lezal sam w szpitalu i zalil sie, ze nikt go nie odwiedza- dla osoby, ktora patrzyla na to z boku wygladalo to tak, ze biedny, bezbronny staruszek jest pozostawiony na pastwe losu przez nieczula rodzine; a prawda wygladala inaczej

  • Właśnie pochowałam Babcię, była stareńka i bardzo schorowana… Ale na szczęścia odeszła spokojnie, w domu, z troskliwymi córkami u boku. W ostatnich tygodniach doświadczyła też cudownej opieki ze strony odwiedzających ją w domu pielęgniarek z hospicjum.
    Nie każdy ma tyle szczęścia.
    Jak czytam wpisy takie dzisiejszy to na tę bezduszność "perosnelu" nóż mi się w kieszeni otwiera 🙁

  • Anonimowy z 10:25,
    Są tacy, ale to nie tłumaczy złego zachowania personelu. Nikt nie siedzi w głowie takiej osoby. Jedyny pewnik, jaki mamy, to zmiana; jest szansa, że człowiek zobaczy krzywdy, ktore wyrządzał, zrozumie. A jeśli nie – i tak uważam, że lepiej oslabić to dobrem niż złą energią.
    To ty wybierasz, którego wilka karmisz. 😉

  • Mam jamniczka, który powoli odchodzi. Miałam tatę, który w grudniu odszedł o czym pisałam, po 4 miesiącach na OIOMIE. I muszę powiedzieć, że podejście młodziutkich weterynarzy w przychodni do mojego psa jest tysiąc razy lepsze niż większości personelu szpitalnego do leżącego w tym szpitalu ojca. O wszystkim nas informują, pokazują wyniki, chcą, abyśmy oglądali z nimi USG, nie dopuszczają do słowa "uśpić" albo "się nie uda" ale też i mówią o możliwych rokowaniach. Nie pada, że "pies jest przecież stary i nażył się…". nie, tu też i nie o pieniądze chodzi, ciągle za coś nie płacimy, kroplówka 35 zł, cieszą się każdym siusiu, że nerki jeszcze pracują.Głaszczą biedaka i każą dzwonić na prywatne komórki jakby coś było nie tak.
    Ty jesteś człowiekiem z innej bajki niż większość personelu, ale naprawdę, czemu tak musi być, że ludzie są gorzej traktowani od zwierząt w tych czasach…?

  • ewa

    Takich "no wołaj, jak cię uczyłam" to myślę z 80 % personelu na oddziałach szpitalnych. Słyszałam jeszcze "lepsze" teksty. Taka arytmetyka – to z moich doświadczeń. Nie piszę tego po to, by "ruszyć" temat, i nie po to by się adwersarze rzucili z obroną. Masz rację Zorko, edukacja, mądre uwrażliwianie. I naiwnie – jest w szkole przedmiot wiedza o życiu w społeczeństwie (czy jakoś podobnie)

  • Anonimowy

    Pięknie Pani pisze…
    I cieszę się, że jest Pani także z mojego ukochanego Poznania…

    pozdrawiam serdecznie i życzę sił

  • Overfifty, pamiętam historię opisywaną przez włoskie gazety. W tym samym mieście, w podobnym czasie i miejscu dwa wydarzenia: człowiek potrącił psa, zatrzymał się nieopodal i został pobity przez dwóch innych kierowców, za rzekome "bestialstwo" wzgledem zwierzęcia.
    Tymczasem w metrze została dotkliwie pobita dziewczyna, krwawiąc leżała na posadzce. W przeciągu 30-u minut nikt do niej nie podszedł. Środek dnia, środek miasta.

    O ileż łatwiej kochać zwierzęta, dbać o nie.

    Uciekać w nie.

  • Ciągle zaskakujesz Zorko

    Ja akurat pamiętam personel szpitalny jako dobry, choć tez i były te mniej dobre wyjątki. Najbardziej z tych dobrych pamiętam pewną panią na oddziale, gdzie leżał mój dziadek. Do wszystkich pacjentów czule się zwracała, z taką delikatnością, wręcz miłością. Gdy przychodziła rozsiewała dobrą energię. Nie tylko pacjentom, ale i zatroskanym bliskim. Jednak też i pamiętam jedną tą mniej dobrą. Miałam mieć robiony tomograf. Byłam wtedy mała i nie wiedziałam co mnie wtedy czeka, więc wołałam mamę, a to babsko zaczęło si na mnie pluć. Na siedmiolatkę.

    Ja sądzę, że znieczulica dotyka i ludzi i zwierząt, bo gdy one i my cierpimy to nikt tego nie widzi, choć znajdą się i tacy co widzą min Ty.

    Justyna

  • Anonimowy

    Pani Agnieszko, Zorko chylę czoła za niezwykłość, za dobro, za człowieczeństwo w najlepszym wydaniu…Dzięki takim ludziom jak Pani wraca mi wiara…że świat nie jest wcale taki zły i okrutny. Dziękuję.
    Joanna

  • Anonimowy

    "Dla dobra duszy musimy zrobić wszystko, by nie identyfikować się bez reszty ze zbiorowością, ale zaznaczyć swoją odrębność i kierując się własnym wyborem, przerzucać tylko pomosty do różnych grup. To my zdecydujemy, które mosty będą mocne i często używane, a które zostaną słabymi kładkami, po których nikt nie chodzi"
    Z szacunkiem dla wszystkich Wolontariuszy za to, że kroczą drogami, na które nie wszyscy są w stanie wstąpić…
    Magda

  • zorka,
    Tak jak czytam Cię i szanuję za hospicyjną wrażliwość, tak wkurzył mnie Twój post z 14:42.

    Znam naprawdę wiele osób zaangażowanych w pomoc zwierzętom (wolontariuszy w róznych fundacjach), z których nikt nie przeszedłby obojętnie koło "krwawiącej dziewczyny na posadzce".

    Niepotrzebnie dzielisz wrażliwość na lepszą (dla ludzi) i gorszą (dla zwierząt).
    Albo Cię nie zrozumiałam… – mam taką ogromną nadzieję.

    Wrócę jednak do głównego tematu opieki nad ciężko chorymi w szpitalu i Twojej idei wolontariatu… Myślę, że tacy ludzie jak Ty, wolontariusze, zawsze będą potrzebni, ale nie dadzą rady zastąpić personelu… Może trzeba spróbować dotrzeć np. do szkół pielęgniarskich i tam uczyć, rozmawiać o wrażliwości? Jakaś praca edukacyjna, poza tą oczywistą przy łóżku chorego… Co myślisz o tym?

  • Hana, nadinterpretacja. 🙂 Być może to moja wina – zbyt duży skrót myślowy.

    A co do pracy edukacyjnej – trafiasz w sedno. Prowadziłam już lekcje o wolontariacie, nawet jeden nieśmiały wykład na uczelni.
    Cały czas prowadzimy szkolenia tam, gdzie nas zechcą. To zresztą konik mojej koordynatorki, Basi.

  • zorka,
    nadinterpretacja, uff.:)

  • Ps. Hana, sama właśnie niańczę we własnym ogródku gromadkę kociaków (aktualnie sztuk 5 plus mama).
    I robią ze mną co chcą, skubane. 🙂

  • AGI,CZYTAM,CZYTAM I NIE POTRAFIĘ NIC MĄDREGO I SENSOWNEGO NAPISAĆ! JESTEM TAK BARDZO SŁABA.WIDZĄC CIERPIENIE W TELEWIZJI PRZEŁĄCZAM PROGRAMY.TYLKO CIEBIE CZYTAM BO CHCĘ!?BO MUSZĘ!? CHOĆ SIĘ BOJĘ!
    UWIELBIAM CIĘ.ALE DLACZEGO NIE DASZ RADY O PE? CO JEST?

  • Sylwik 🙂

    U Pe niewiele się zmienia. A czas płynie. Coraz mu ciężej. Wczoraj byłam u niego 4 godziny i wiem – obecność jest najważniejsza.

  • To prawda, że z personelem rożnie bywa. Ale pozytywne przykłady też są. Obok zniecierpliwionej laborantki, która wrzeszczy na płaczące dziecko, bo to płacze na widok próbówki, jest kochana Ciocia A.- pielegniarka, która oswaja z groźnymi plasterkami, rysując na nich kwiatki, traktorki co tam się komu wymarzy. Obok pielęgniarki, która stwierdza, że ona nie ma teraz czasu przełączyć piszczącej niemiłosiernie pompy jest ta, która zrezygnuje z własnej przerwy śniadaniowej żeby poćwiczyć z maluchem chodzenie na szpitalnym korytarzu, choć rehabilitanci mówili że się nie uda, dziś widuję go czasem biegającego po parku 🙂 Obok pielęgniarki, która spuści w dół roletki na sali odchodzącego Chłopca i zajrzy tam tylko od "wielkiego muszę" są takie, które płaczą razem z rodzicami walczącego na OIOMie dziecka, proponują herbatę w dyżurce, oglądają zdjęcia, trzymają kciuki- po prostu są. I czasem myślę, że właśnie im należałby się Order Uśmiechu

  • Mam nadzieję, że to dobro do nich wróci. Obojętnie z której strony.

  • patos??? gdzie???
    Ciężki krzyż niesiesz na plecach.
    Nie tylko Ty.
    Wracam do zawodu, już postanowione.
    Mimo że miło nie będzie.
    Życie, ból i Śmierć.

  • Stokrotko wzruszyłas mnie:)

    Buziaki:*

    Justyna

  • Kochana jesteś.

  • Na studiach 30 godzin o wypaleniu zawodowym i marne kilkadziesiąt nędznych słów o walce i zapobieganiu…
    Nie akceptuję takich okrutnych zachowań i walczę z nimi, ale rozumiem mechanizmy, które kierują takimi ludźmi..choć nie powinno ich(tych zachowań) być.

  • Zorka, tak bardzo lubię czytać Ciebie.

    Podziwiam Cię niesłychanie, nie tylko za pisanie…

  • Wyciągnęli mi paskudę, okazała się grzeczna… jakże cieszę się, jakże pokorna czuję czytając…

  • Podziwiam. I nic więcej mówić nie trzeba.

    Pozdrawiam

  • Wybaczcie, trochę pomilczę blogowo.
    Wpierw zajmę się wakacjami, potem operacją własną. Skierowanie czeka od półtora roku. I zdecydowanie dojrzało. 😉
    Kto wie, może trzeba będzie odsiać tu parę myśli.
    Po.

    Obiecałam dziś Pe, że jak tylko wrócę do pionu, melduję się u niego. Basia cierpliwie czeka na mój powrót do hospicjum.

    Ja też czekam.

    Będzie dobrze.
    🙂

  • Siedze wpracy po urlopie, przygnieciona swoimi smiesznymi, z dupy problemami. Zagladam do Ciebie. Pierwszy raz od kilku tygodni.
    Po 15 minutach czuje jakby ktos zawinal mnie w wate, dobrze, ze telefon nie dzwoni, nic do mnie nie dociera. Czuje jakbym tam byla, kolo Ciebie.
    Pamietam swoja chec pomagania, bycia, wolontariat w liceum, i to co z tego teraz zostalo.
    Mysle, trybie, walcze ze soba.
    Dobrze ze jestes.

  • Zorko, będziemy czekać na Twój powrót. A zanim on nastąpi, będziemy trzymać kciuki za Twoją operację. Dobrze, że wreszcie zajmiesz się też swoim zdrowiem…

    Oczywiście, że będzie dobrze.

  • ewa

    Wypoczywaj, bycz się, i wracaj wywakacjowana i naprawiona. Będzie dobrze ! Czekamy :)*

  • Ewa

    Zorko…czy ty czasami nie zaglądasz do Swarzędza?
    Pozdrawiam Ewa.

  • Zaglądam w parę miejsc. 🙂

  • Anonimowy

    A mi jest też trochę szkoda tego personelu. Sama się nie widzę w takiej pracy, wybrałam inny zawód, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś skończył liceum pielęgniarskie, bo miał piękne ideały, a z czasem się one nieco rozwiały… Okrucieństwa to Broń Boże nie tłumaczy, chodzi mi tylko o to, że łatwiej być aniołem, gdy można przyjść i wyjść kiedy się chce…

  • Rozumiem. Moja mama była pielęgniarką, kuzynka jest nadal. Wiem, że nie jest łatwo. I wiem, że się pomimo to udaje.
    Czasem. 😉

  • Anonimowy

    Anonimowy z 15:52 ujął to odpowiednio. Łatwiej być aniołem poł godziny dziennie niż dzień w dzień po 8 lub wiecej godzin. Mimo własciwie pojetego powołania, mimo checi, czasem sie nie da, nie przez caly czas, bo jest sie czlowiekiem ze zwyklymi – wyzszymi i nizszymi emocjami. Nie usprawiedliwiam, ale jako lekarz rozumiem. Z miejsca w srodku – a nie z zewnatrz skad najlatwiej niektorym krytykowac i wymagac.
    Anka

  • Anka, to jest oczywista oczywistość i masz rację, nie da rady nawet dyskutować. Dlatego wolontariat jest potrzebny – żeby personel dostał wsparcie, żeby – nade wszystko – pacjentom było zwyczajnie lepiej.

    W ramach ciekawostki, syndrom wypalenia zawodowego dotyka i tę wolicjonalną grupę.

  • Syndrom wypalenia zawodowego dotyka najczęściej tych ludzi, którzy pracują w zawodach związanych z pomaganiem ludziom, więc wolontariusze też się w to wliczają. Mam nadzieję, ze Ciebie to nie dopadnie

    Justyna

  • Trafiłam dziś na ten blog, przeczytałam dwa pierwsze posty (na razie). Dobrze, że Jesteś!

  • Anonimowy

    28.07 o 18:03 Mama odeszla.W domu,ze mna ze reke.Sama ja umylam,ubralam i umalowalam.O 22:09 ostatni raz wyszla z domu w bardzo niemodnym worku.Jestem spokojna.Umierala tydzien,o tydzien za dlugo.
    Bycie przy jej smierci bylo paradoksalnie najpiekniejszym momentem mojego zycia.Jesli wiecie co mam na mysli.
    M.

  • .

  • Anonimowy

    Witam. Opiekuję się mamą chorą na alzheimera (u mnie w domu)i tatą po udarze z zaawansowaną miażdżyca (mieszka osobno). Dwa razy w tygodniu biegne do taty zeby posprzątać, ugotować, zrobić mu zakupy, posłuchać wyzwisk pod moim adresem i najgorszych epitetów. Cięzko jest. Bardzo. Mama dokuczliwa. Rozbierająca się gdzie popadnie i gdzie popadnie załatwiająca swoje potrzeby. Tata wyzywający mnie od najgorszych. Niemęskie jest dla niego noszenie podkładek, ale zasikiwanie po drodze do toalety całej drogi jest w porządku. Ręce mi już opadają i sił zaczyna brakować…i tych fizycznych i psychicznych. Mama jest zakwalifikowana na oddział opieki długoterminowaj. Czeka w kolejce na przyjęcie. 500 metrów od mojego domu. Będę mogła odwiedzać ją codziennie. Przeczytałam to co napisałaś Zorko i zaczynam mieć poczucie winy. Czy robie dobrze? Czy nadal mam udawać siłaczke? Moje życie od 6 lat podporządkowane jest rodzicom. Wszystko kręci się wokół nich 24 godziny na dobę. Zagubiłam gdzieś po drodze swoje pragnienia, marzenia, plany i zwykły święty spokój. Zastanawiam się…chyba nie ma dobrego rozwiązania.
    Sara

  • Anonimowy

    Jak mowi corka mojego przyjaciela "koniec i kropka skonczyla sie szopka"
    M.

  • Saro, jedno jest pewne. Musisz odpocząć. Za chwilę sama padniesz.
    Jak będziesz u mamy codziennie to wielka sprawa.
    Nie bój się i kochaj bliźniego JAK SIEBIE SAMEGO.

  • nie ma jednej odpowiedzi na Twoje pytanie, nie odważę się nawet podjąć jakichkolwiek dywagacji, jedyne, co teraz przychodzi mi do głowy, to pewien cytat z madrej ksiażki: "Niebo ma wysoką cenę".

  • trudne pytanie, masz moje wsparcie

  • ewa

    Niech się te 30cm szybko goi :*

  • :*

  • Anonimowy

    Serce niech też się goi…
    Trzymaj się Zorka.
    aga.ta

  • Ludzi trzeba uczyć dobroci do człowieka schorowanego . . . Dzieki takim Aniołom jak Ty, tenświat jest lepszy.

  • Anonimowy

    Wróciłam niedawno, szybko czytam wszystkie Twoje wpisy.
    Ten był dla mnie najbliższy i jakże podobny.
    Moje dni wyglądały tak:
    7 rano jestem przed ośrodkiem gdzie leży mój brat. Myślę sobie Boże jak dobrze że mama może sobie jeszcze poleżeć.
    Wchodzę do sali: Dzień dobry braciszku, jak spałeś
    Robię wszystko po kolei.
    Pan X z naprzeciwka patrzy na mnie i płacze. Czemu Pan płacze pytam, a on mi mówi: Gdzie można kupić taką siostrę?
    Odwracam się i zaciskam krtań.
    Potem jeszcze karmienie, leki itp
    Między czasie patrzę na Pana Romka, próbuję go odwrócić, ale jest spięty (spastyka)nie daję rady, ale chociaż odsunę mu tą nogę, ruszam ją przyciśniętą do poręczy łóżka, a tu plama krwi na kolanie i poręczy. Przestraszona jestem ale jakoś układam tą nogę żeby nie dotykała tej twardej deski. I myślę sobie Boże oni dopiero za 2 godz. będą go układać, a on ma już tyle odleżyn.
    Przy drzwiach leży Pan Kazik, nie może mówić, jak co dzień witam się z nim i poprawiam kołdrę a on uśmiecha się do mnie. Kiwa głową że niby dziękuję.
    Już godz. 9.00 muszę lecieć do domu. To na razie braciszku przyjdę w południe.
    Wychodzę
    Musiałam to napisać Zorka. Bo gdy przeczytałam to co pisałaś to potem gdy robiłam kolację, w głowie mi się plątało i ja to musiałam napisać.
    Nie jestem żadną tam oczytaną osobą, książek nie czytam i może ktoś się będzie śmiał, że próbuję tu Ciebie naśladować, ale jakoś tak mi to w głowie siedziało.
    Wróciłam już od brata (mieszkam daleko od nich) Teraz znów mama musi wstawać rano. Ale cieszę się że byłam tam wtedy.
    Pozdrawiam Ala

  • Nosisz ogromny cieżar, Alu.
    Dziekuję, że się tym podzieliłaś.

    A teraz zadbaj o siebie.

    Dobrzy ludzie mądrze wykorzystują posiadaną siłę więc dbaj, dbaj o siebie!

  • Anonimowy

    Moim ciężarem jest niemoc, że nie mogę tam być. Może kiedyś jak skończymy budować tam nasz dom, wtedy wezmę do siebie mamę i jeśli Bóg pozwoli tatę i zajmę się bratem.
    To jest mój cel.
    Ale czy się uda? Czy zdążę?
    Przecież ja chcę dobrze, czemu mi się nie ma udać, prawda?
    Pozdrawiam Cię Zorka, uważaj na siebie teraz 🙂
    Ps. Twoje wpisy są dla mnie tak bliskie, napełniają mnie siłą i nadzieją, że są jednak ludzie którzy widzą i czują podobnie jak ja.
    Ala

  • Bo są lekarze/ludzie i lekarze/lekarze tak samo z Paniami pielęgniarkami wydaje mi się niestety, że tych drugich jest więcej. Tak jak pisałam juz wcześniej lekarzy/ludzi pielegniarek/ludzi spotkalismy właśnie w Twoim hospicjum Agnieszko a wcześniej masakra Garbary onkologia kto da więcej traktowany jak człowiek inny to śmieć. Jest jedna Pani doktor w szpitalu na Długiej (nazwisko jak czterdziestolatek ;)) człowiek dusza. Pozdrawiam Panią Dr Kasię z całego serca swego!!! W cały swoim i męża nieszczęściu poznanie jej było szczęściem 🙂