Pocztówka z wakacjifeatured
…
Oddział Opieki Długoterminowej. Dzięki Pe penetruję szpital nr 3.
Ale o Pe nie dam rady.
Przyglądam się ludziom obok.
Szpital nr 1, OIOM:
Zofia, lat wiele, naga i w pieluszce. Jej córka ciągle płacze na korytarzu. Raz ją przytulam.
Roman, co ciężko oddycha. By przestać w nocy.
Michał, chwilę po czterdziestce, wielki jak wieloryb. Ciśnienie powyżej dwustu od wielu tygodni. Obok żona na drżących szpilkach. Nie tleni włosów od miesiąca.
Staruszek, sam zupełnie. Znika w pościeli.
Chłopak ze złamanym kręgosłupem. Banalnie. Do bólu.
Szpital nr 2, Oddział Rehabilitacji:
Darek, raczej w moim wieku, 7 miesięcy w śpiączce, kilka w hospicjum, parę lat w łóżku. Dziś chodzi o kulach, mówi, rozsiewa po oddziale radosne ADHD. Za chwilę wychodzi do domu.
Tomek, dwadzieścia parę, zespół zamknięcia, wodogłowie. Obok żona – Święta Troska, co mieszka w szpitalu od ośmiu miesięcy. Patrzę, chłonę.
Na zewnątrz dziewczyna uczy się wspinać po schodach. Ogolona czaszka przecięta blizną, plecy – strużką potu. Za nią przystojny rehabilitant.
Piotr, lat 40, po rozległym zawale. Obok ojciec o twarzy Herberta. Ze strachem w oczach. Na stoliku zdjęcie roześmianej 8-latki.
Szpital nr 3, Oddział Opieki Długoterminowej:
Feliks bez nogi. Zmęczony upałem. Mówi mi o zmarłej rok temu żonie. I że sam. I że już nie ma siły.
Obok Pe Stanisław, staruszek. Siwy, zmęczony, przykryty szorstkim kocem. Zawsze mu zimno, nawet teraz. Nikt go nie odwiedza. Wciąż leży za nisko. Nie mam siły go podciągnąć. Nie mam tu siły na nic.
Tęsknię za hospicjum.
Oleiste ściany o najgorszym z możliwych kolorów. Widok z okna na betonowe podwórko i śmietnik. Bezlitośnie szeleszczą popsute wertikale, plastikowe koraliki stukają w parapet. Brzęczy akumulator od antyodleżynowego materaca. Materac jest z gumy; można przykleić się na amen.
Bo tylko tam jest powietrze.
Słychać je wyraźnie.
Brzęczący akumulator doprowadza mnie do szału. Wchodzę pod łóżko, wyłączam, włączam, ustawiam na bokach. Nic.
Idę do pielęgniarki, przepraszam, że żyję.
– One są stare, czasem tak buczą. Co robić?
Pomysł jest taki: poszukać jakiegoś wolnego łóżka, wymienić akumulator. Idziemy na łowy. Jest wolne łóżko. Obok starsza pani. Jestem intruzem, spuszczam głowę, koszula pani rozpięta aż do pępka.
Głos o barwie łamanych gałązek:
– Czy ja tu będę sama?
Ze strony pielęgniarki cisza.
– Czy tam za ścianą ktoś leży?
– Tak, inna pani – pielęgniarka odłącza akumulator.
– A…, a jak… Jak mam wołać, żeby pani przyszła? Ja się boję, że jak coś się stanie, nikt tu nie przyjdzie…
– No wołaj, jak cię uczyłam.
– Ale ja…, ja zapomniałam. Jak ma pani na imię? – głos staruszki drży.
Zaraz się rozpłaczę.
– No nie pamiętasz? Krzyknij po prostu: „marianna woła!” i wtedy przyjdę.
– Marianna woła… Marianna woła…
Wychodzimy.
Jasno widzę kierunek, Basiu, moja kochana koordynatorko.
Musimy szkolić wolontariuszy, musimy wbić ich, przeflancować na takie oddziały. Na dzień dzisiejszy nie widzę, prócz wychowania syna, ważniejszego zadania dla siebie.
A patos – rzecz do wybaczenia.
.
-
Anonimowy
-
urszula
-
Demostenes
-
elw
-
Anonimowy
-
Lalucci
-
Anonimowy
-
Róża
-
Karolina
-
Anonimowy
-
gdusia.wp
-
Anonimowy
-
ostrestarcie
-
Paulina
-
Paulina
-
Anonimowy
-
widget
-
overfifty
-
ewa
-
Anonimowy
-
Nitrogryceryna
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Hana
-
Hana
-
SYLVIA
-
Sto1000krotka
-
futrzak
-
Nitrogryceryna
-
Aleksandra S.
-
Riannon
-
ulaluki
-
Pani Niteczka prezentuje
-
Amandine
-
Tarsis
-
menina
-
ewa
-
Ewa
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Nitrogryceryna
-
life4youu
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
pablo
-
szok
-
ewa
-
Anonimowy
-
Duszyczka
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
karinan1975