Zamachowiecfeatured
Kategoria zorka
Do centrum Rzymu docieramy w okolicach dwudziestej pierwszej. Plac
Świętego Piotra ma być otwarty o piątej. Jezus Maria, osiem godzin! A potem
jeszcze pięć – do kanonizacji. Chmury raczej deszczowe, pewnie się ochłodzi.
Pod opieką Przemek, wózek i cewnik. Rozbijamy obóz na bruku.
Zośka-wolontariuszka wywija flagą, Przemek w skowronkach. Zawijam się w czyjś
koc, kładę na karimacie. Skowronki, śpiewy i flagi jakoś mi się nie udzielają –
trochę głupio.
Świętego Piotra ma być otwarty o piątej. Jezus Maria, osiem godzin! A potem
jeszcze pięć – do kanonizacji. Chmury raczej deszczowe, pewnie się ochłodzi.
Pod opieką Przemek, wózek i cewnik. Rozbijamy obóz na bruku.
Zośka-wolontariuszka wywija flagą, Przemek w skowronkach. Zawijam się w czyjś
koc, kładę na karimacie. Skowronki, śpiewy i flagi jakoś mi się nie udzielają –
trochę głupio.
Wciąż ktoś przechodzi, depta po plecakach.
Zośka przegania wszystkich: stop/inwalida/nie ma przejścia/no, no/go away. Po
chwili drzemy się obie.
Zośka przegania wszystkich: stop/inwalida/nie ma przejścia/no, no/go away. Po
chwili drzemy się obie.
– Nie idźcie tam, ulica zamknięta,
rozłóżcie się za nami. – Apelujemy w stronę pielgrzymek, które suną do przodu. To nic nie daje; muszą iść, muszą wrócić. Jesteśmy podeptane i
złe.
rozłóżcie się za nami. – Apelujemy w stronę pielgrzymek, które suną do przodu. To nic nie daje; muszą iść, muszą wrócić. Jesteśmy podeptane i
złe.
Po lewej Włosi – na oko jakieś 17 lat.
Zaczynamy rozmawiać, potem Abba Ojcze i brawa. Z oklaskami daję sobie spokój, a
zamiast śpiewać, stukam w udo wskazującym palcem i kiwam głową. Chociaż to. Ktoś wyciąga karty, grupa Hiszpanów
zaczyna różaniec. Dzieciaki powchodziły w śpiwory, tulą się do siebie, próbują
zasnąć.
Zaczynamy rozmawiać, potem Abba Ojcze i brawa. Z oklaskami daję sobie spokój, a
zamiast śpiewać, stukam w udo wskazującym palcem i kiwam głową. Chociaż to. Ktoś wyciąga karty, grupa Hiszpanów
zaczyna różaniec. Dzieciaki powchodziły w śpiwory, tulą się do siebie, próbują
zasnąć.
Jeszcze chwila, jeszcze kilka spokojnych
oddechów.
oddechów.
Nagle…
Otwarli bramki!
Zaspani Włosi z przerażeniem zbierają
manatki. Ktoś kopnął śpiwór, ktoś krzyczy, plastikowe butle pękają pod naporem
butów, łamie się czyjeś krzesło. Tłum jak tsunami, jak rwąca rzeka – napiera,
tratuje i pcha. Jakie to szczęście, że Przemek został na wózku, że nie
kładliśmy go na matę.
manatki. Ktoś kopnął śpiwór, ktoś krzyczy, plastikowe butle pękają pod naporem
butów, łamie się czyjeś krzesło. Tłum jak tsunami, jak rwąca rzeka – napiera,
tratuje i pcha. Jakie to szczęście, że Przemek został na wózku, że nie
kładliśmy go na matę.
Biorę, co popadnie. Torbę Przemka, swój plecak, czyjś pled,
karimatę. Mam rozwiązane sznurówki. Gubimy kilka rzeczy, grupa zostaje rozbita.
karimatę. Mam rozwiązane sznurówki. Gubimy kilka rzeczy, grupa zostaje rozbita.
Pstryk, stop, fałszywy alarm. Bramy jednak
zamknięte.
zamknięte.
Przesunęliśmy się ledwie o kilkaset
metrów. Stoimy – sardynki w puszce – przed nami przynajmniej pięć godzin do
otwarcia placu. Później kolejnych pięć.
metrów. Stoimy – sardynki w puszce – przed nami przynajmniej pięć godzin do
otwarcia placu. Później kolejnych pięć.
Takich zrywów jest jeszcze kilka.
Ostatni najgorszy. Gdy usunięto blokadę,
wpadliśmy w wir. Ludzie w owczym pędzie znów potykają się o porzucone butelki,
deptają po butach, śpiworach. Otaczamy Przemka, próbując odeprzeć tłum. Nagle
ktoś popycha mnie z całej siły, wpadam na wózek, który się niemal przewraca.
Zaczynam krzyczeć. Chłopak rozpycha się nadal. Krzyczę więc głośniej, że ma się
odsunąć, uważać, że wózek.
wpadliśmy w wir. Ludzie w owczym pędzie znów potykają się o porzucone butelki,
deptają po butach, śpiworach. Otaczamy Przemka, próbując odeprzeć tłum. Nagle
ktoś popycha mnie z całej siły, wpadam na wózek, który się niemal przewraca.
Zaczynam krzyczeć. Chłopak rozpycha się nadal. Krzyczę więc głośniej, że ma się
odsunąć, uważać, że wózek.
– To nie ja, to ludzie za mną. – Mówi po angielsku, klepiąc mnie
po ramionach, barkach i klatce piersiowej.
po ramionach, barkach i klatce piersiowej.
Wpadam w panikę, nie mogę uciec:
– Stay away. Fuck off!
Odpycham jego ręce, bo tylko tyle mogę; facet ma dzikie oczy.
Jestem pewna, że jest pod wpływem narkotyków lub leków.
Jestem pewna, że jest pod wpływem narkotyków lub leków.
– Zośka, widzisz go?
– Bierz plecak do przodu i uważaj! –
odpowiada.
odpowiada.
Docieramy na plac świętego Piotra. Za nami
sznur wolontariuszy – wreszcie ktoś wpadł na pomysł, by wpuszczać ludzi
sekwencyjnie. Na placu, o dziwo, sporo miejsca. Stajemy za dziennikarzami.
Udaje się nawet rozłożyć karimatę i zrzucić bagaże. Siadamy bez słowa. Nagle on. Złodziej o dzikich oczach.
Kładzie plecak tuż obok naszych.
sznur wolontariuszy – wreszcie ktoś wpadł na pomysł, by wpuszczać ludzi
sekwencyjnie. Na placu, o dziwo, sporo miejsca. Stajemy za dziennikarzami.
Udaje się nawet rozłożyć karimatę i zrzucić bagaże. Siadamy bez słowa. Nagle on. Złodziej o dzikich oczach.
Kładzie plecak tuż obok naszych.
Stoi. Stoi i patrzy przed siebie. Prawą rękę chowa za kurtką.
To nie złodziej – myślę. Nie przyjechał
tu, by kraść. Zrobi coś gorszego.
tu, by kraść. Zrobi coś gorszego.
Szturcham Zośkę:
– Popatrz na niego. Co widzisz?
– Jezus Maria, on ma broń!
Przy wejściu na plac nie było żadnej
kontroli. Ludzie trzymają więc parasole, ostro zakończone flagi, szklane
butelki, ktoś od nas w plecaku ma scyzoryk. Wniesienie broni czy bomby nie jest
tu problemem. Miejsce idealne, wprost za dziennikarzami. Relacja online w
mgnieniu oka. Nie trzeba zabijać papieża przecież, można zabić kogoś z tłumu
lub siebie samego. Służb porządkowych jak na lekarstwo. Zresztą: zgłosimy i co?
Powiemy, że nam się wydaje? Że chłopak ma broń? Usuną nas z placu. Kogoś już
usunęli, ponoć krzyczał – opowiada jakaś pani. Słyszę co drugie słowo. A co z
Przemkiem? Mamy dobre miejsca. Wyproszą nas; Przemek tak wiele przeszedł, by tu
być.
kontroli. Ludzie trzymają więc parasole, ostro zakończone flagi, szklane
butelki, ktoś od nas w plecaku ma scyzoryk. Wniesienie broni czy bomby nie jest
tu problemem. Miejsce idealne, wprost za dziennikarzami. Relacja online w
mgnieniu oka. Nie trzeba zabijać papieża przecież, można zabić kogoś z tłumu
lub siebie samego. Służb porządkowych jak na lekarstwo. Zresztą: zgłosimy i co?
Powiemy, że nam się wydaje? Że chłopak ma broń? Usuną nas z placu. Kogoś już
usunęli, ponoć krzyczał – opowiada jakaś pani. Słyszę co drugie słowo. A co z
Przemkiem? Mamy dobre miejsca. Wyproszą nas; Przemek tak wiele przeszedł, by tu
być.
Facet stoi bez ruchu dobre trzydzieści
minut. Zero kontaktu, ręka wciąż pod kurtką.
minut. Zero kontaktu, ręka wciąż pod kurtką.
Nagle zostawia plecak, odchodzi.
– Tam jest bomba, mówię ci.
Mija kolejne piętnaście minut. Może
przesunąć gdzieś ten plecak? A jak wróci i zobaczy, że ruszam mu rzeczy?
przesunąć gdzieś ten plecak? A jak wróci i zobaczy, że ruszam mu rzeczy?
Chłopak wraca. Siada na piętach, czoło do
plecaka i zastyga. Zośka mnie szturcha:
plecaka i zastyga. Zośka mnie szturcha:
– Muzułmanin?
Dyskretnie robię dwa zdjęcia: profil plus
zbliżenie na plecak. Plecak oklejony kartkami z lotniska; zamachowiec
przyleciał z Francji. Jak nas wysadzi, zdjęcia mogą pomóc policji. Chowam aparat, siadam na krzesełku. Jestem tak zmęczona, że powoli wszystko mi
jedno.
zbliżenie na plecak. Plecak oklejony kartkami z lotniska; zamachowiec
przyleciał z Francji. Jak nas wysadzi, zdjęcia mogą pomóc policji. Chowam aparat, siadam na krzesełku. Jestem tak zmęczona, że powoli wszystko mi
jedno.
Przed nami media – słodkie prezenterki w
starannym makijażu szczebioczą do kamer. My z Zośką wyglądamy jak zombie.
Resztki tuszu na policzkach, szare cery, zmięte bluzki, podeptane buty. Obok
polska grupa w strojach ludowych.
starannym makijażu szczebioczą do kamer. My z Zośką wyglądamy jak zombie.
Resztki tuszu na policzkach, szare cery, zmięte bluzki, podeptane buty. Obok
polska grupa w strojach ludowych.
Filigranowa blondynka podchodzi do nich z mikrofonem i zachęca:
– To co, kochani, zagracie coś? Nagramy was i pójdziecie na żywo. Może
barkę?
barkę?
Ok, idzie barka. Kamera start.
Rozpłakałam się właśnie wtedy.
W tłumie ludzi, na rozkładanym krześle.
Cyrk z flag i pieśni, z pustych słów i
kamer. Wpatrzeni w ołtarz, odgrodzeni plecakami, kompletnie straciliśmy siebie
z oczu. Bóg odległy to Bóg bezpieczny; machamy mu flagą, cmokamy z daleka.
kamer. Wpatrzeni w ołtarz, odgrodzeni plecakami, kompletnie straciliśmy siebie
z oczu. Bóg odległy to Bóg bezpieczny; machamy mu flagą, cmokamy z daleka.
Flaga
przodem do kamery. Im więcej kamer, tym głośniejszy śpiew.
przodem do kamery. Im więcej kamer, tym głośniejszy śpiew.
Pan obok drze się na całe gardło:
„Święty kocha Boga, życia mu nie
szkoda, KOCHAJ BLIŹNIEGO JAK SIEBIE SAMEGO!…”
szkoda, KOCHAJ BLIŹNIEGO JAK SIEBIE SAMEGO!…”
Płaczę. Nikt nie widzi. Świętość ponad
głowami, na telebimach, obrazach, w katedrach. Nie tu, nie obok.
głowami, na telebimach, obrazach, w katedrach. Nie tu, nie obok.
Myślę o świętości Jana Pawła jak o krzyżu,
o świętości – gadżecie, niepożądanym skutku ubocznym, smutnym zadaniu,
ciężarze.
o świętości – gadżecie, niepożądanym skutku ubocznym, smutnym zadaniu,
ciężarze.
Jeśli Bóg jest, będzie w tym, co najbliżej
– w twarzach, spojrzeniu, między słowami.
– w twarzach, spojrzeniu, między słowami.
Nikt z tłumu nie zapytał, czy dźwignąć
wózek przy kamiennym progu. Nikt się nie garnął, by pomóc, gdy zabrakło windy.
Książa nie przeszli z nami tej ciężkiej drogi. Miało nie być „ja”,
mieliśmy być „my”. Wygodna strefa dla zahabitowanych zawołała
głośniej. Ksiądz, który idzie ramię w ramię ze swoją grupą, spocony, zmęczony i
głodny, jest więcej wart niż sześć tysięcy tych, którzy – wyperfumowani i
odprasowani – uśmiechają się znad watykańskiego stołu. Lekcję na placu świętego Piotra miał do odebrania każdy. A ja?
wózek przy kamiennym progu. Nikt się nie garnął, by pomóc, gdy zabrakło windy.
Książa nie przeszli z nami tej ciężkiej drogi. Miało nie być „ja”,
mieliśmy być „my”. Wygodna strefa dla zahabitowanych zawołała
głośniej. Ksiądz, który idzie ramię w ramię ze swoją grupą, spocony, zmęczony i
głodny, jest więcej wart niż sześć tysięcy tych, którzy – wyperfumowani i
odprasowani – uśmiechają się znad watykańskiego stołu. Lekcję na placu świętego Piotra miał do odebrania każdy. A ja?
Siedzę na tym cholernym krzesełku i myślę
o moim zamachowcu.
o moim zamachowcu.
Jakim zamachowcu?
Chłopak przyjechał z Francji, zupełnie
sam. Przyszedł do centrum prosto z lotniska. Został wciągnięty w wir ludzi,
pchano go i kopano. Zaczął się bać; tak wrogiego tłumu jeszcze nie widział.
Wpadł przez przypadek na kobietę, kobieta wpadła na wózek, zaczęła krzyczeć.
Wystraszył się, chciał przeprosić. Angielski nie szedł mu za dobrze, więc
próbował ją dotknąć, poklepać – chciał jakoś pokazać, że bardzo mu
przykro. Nie udało się, prawie się rozpłakał. Zobaczył ją potem z wózkiem na
placu. Nie wiedział dlaczego, ale chciał być obok.
sam. Przyszedł do centrum prosto z lotniska. Został wciągnięty w wir ludzi,
pchano go i kopano. Zaczął się bać; tak wrogiego tłumu jeszcze nie widział.
Wpadł przez przypadek na kobietę, kobieta wpadła na wózek, zaczęła krzyczeć.
Wystraszył się, chciał przeprosić. Angielski nie szedł mu za dobrze, więc
próbował ją dotknąć, poklepać – chciał jakoś pokazać, że bardzo mu
przykro. Nie udało się, prawie się rozpłakał. Zobaczył ją potem z wózkiem na
placu. Nie wiedział dlaczego, ale chciał być obok.
Mam tu tak samo przestraszonego i
zmęczonego człowieka jak ja.
zmęczonego człowieka jak ja.
Jeśli nie podejdę, jeśli czegoś nie
zrobię, na nic cały ten wyjazd, msza i kanonizacja.
zrobię, na nic cały ten wyjazd, msza i kanonizacja.
Pustka w złoconej ramie.
Słucham słów papieża: zdania bez przymiotników,
krótkie i mocne. Franciszek koi.
krótkie i mocne. Franciszek koi.
Zerkam ukradkiem. On też słucha.
– Przekażcie sobie znak pokoju.
Serce wali jak młot. Omijam Zośkę,
Przemka, podchodzę do niego, wyciągam rękę.
Przemka, podchodzę do niego, wyciągam rękę.
Ściskasz mnie delikatnie i długo. Nie
mówimy nic.
mówimy nic.
Wracam na miejsce, patrzę przed siebie i
płaczę.
płaczę.
Widzę, że robisz to samo.
Zderzyliśmy się, bracie.
Zrobiłeś mi prawdziwy zamach.
-
rybenka
-
Aga
-
Anonimowy
-
Ewa z Przytulnego domu
-
Anonimowy
-
Beata
-
Carpe Diem
-
errata
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Maria Szostek
-
Anonimowy
-
Gagacik
-
Konrad
-
Anonimowy
-
gosianna
-
dlugadrogadodomu
-
Beata
-
gosianna
-
Winduru
-
monika mimo-za
-
Dusia
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
tomek q
-
Mama Tygryska
-
Anonimowy
-
abasia
-
Renata
-
eshiraz