Dzień dobrych decyzjifeatured


Przed południem jadę do Pe. Cisza, spokój, tylko opiekunka.
Siadam obok.
– Chcesz coś wymrugać?
Cztery mrugnięcia znaczą „tak”. Zaczynam alfabet.
C. H. C. E.
– Chcę.
C. I. B. A. R.
– Ci bardzo? – Tak – stuka Pe.
– Chcę ci bardzo.
P. O. D. Z. I. E. K.
– Podziękować? – Pe potwierdza. Ale to nie koniec.
Z. A. C. A. Ł. O. K. S. Z.
– Za całokształt. 
Cztery mrugniecia. I po jednej łzie.
Gdy siedziałam przy nim na OIOMie, miałam nadzieję, że kiedyś, kiedyś, obojętnie jak, Pe da znać, że ta obecność się przydała. Miał wypadek niecałe dwa miesiące po konkursie na Bloga Roku. Odłożyłam hospicjum, uznałam, że wolontariuszy jest tam wystarczająco dużo, a Pe leży sam.
To była dobra decyzja.
Żadna nagroda nie waży więcej.

***
Od kilkunastu dni Przemek znów w szpitalu, bardzo blisko domu Pe. Mam siłę na drugi wątek, robię więc drobne zakupy, po drodze zbieram kilka kasztanów. 

Lądują na stoliku Przemka.
– Znalazłaś czas. -Trudno powściągnąć mu radość. W szpitalu generalnie nudy.
I patrzy tak jakoś.
– Wiem, że to trudne i że nie powinienem cię prosić, ale… Tu, na oddziale, jest Ania. Ma siedemnaście lat, w sierpniu złamała kręgosłup. Nie chce rehabilitacji, nikogo nie słucha, chce do domu, a przecież teraz ćwiczenia są najważniejsze, musi walczyć. Pojedziesz ze mną?
– Rozmawiał z nią psycholog?
Przemek nie wie.
– Zawołam opiekuna medycznego, który z nią ćwiczy. On ci wszystko powie.
Przemek przedstawia mnie jakbym była cudotwórcą – pani guru, lodołamacz.
Opiekun opowiada o Ani. Jest z nią codziennie, tłumaczy, słucha, żartuje. Patrzę uważnie. I gdy zostajemy sami, mówię do Przemka:
– Nie powinnam tam iść. Bo jeśli się uda, jeśli wejdę i coś się otworzy, nie wolno mi będzie wyjść. Jest Pe, jest hospicjum, synek, dwie szkoły, dom, studia, jestem ja. Nie taka znów duża, pojemna, by dać radę zawsze i wszędzie.
Uśmiecham się potem do opiekuna – dobrze, że jest i jest taki właśnie.
Wiem, że Przemek nauczy się dbać o siebie z tą samą troską, z jaką dba o innych. Jest przecież w drodze.
Umawiamy się na wspólną wyprawę do Pe. Po stronie Przemka załatwienie przepustki, po mojej – opieki babci nad synkiem. Jedziemy jutro, nie mogę się doczekać.
Wychodząc od Przemka zgarniam kolejne kasztany. 
Wsiadam do auta, włączam Fismolla. 
I jadę do domu.

  • http://errata777.blogspot.com/

    Synek jest najważniejszy:-). Wychowany przez mamę, która zawsze ma czas i serce dla ludzi będących w potrzebie, sam kiedyś stanie się taki.

  • Agnieszko , ciągle czytam z podziwem ilu ludziom dajesz siebie , swój czas, swoją troskę, uczucia . Czasem myślę , że masz chody i Pana Boga i Twoja doba trwa 48 godzin . Jesteś ANIOŁEM , i uczysz mnie wrażliwości na ludzkie cierpienie . Dziękuję Ci za to , za Pe , za Przemka
    ( dzięki Tobie ich poznałam). Wiem , że swoją skromną osobą niczego ważnego nie wnoszę , ale dzięki Tobie czuję inaczej. Cieplutko pozdrawiam i sił życzę – Jola W.

  • Porozmawiaj, Jolu, ze swoją skromną osobą, niech Ci opowie, co dobrego/ważnego zrobiła. I słuchaj uważnie.

  • Podziwiam, podziwiam, podziwiam… Pozdrawiam cieplutko Kamila

  • Anonimowy

    Aguś,myślałam o Tobie wczoraj…wczoraj….bo wczoraj minęły 3 lata jak mój synuś została naszym aniołkiem…myślałam,bo dobrze pamiętam ile czasu poświęciłaś nam/mi na rozmowie tuż przed JEGO odejściem…nigdy nie zapomnę zapachu wczesnej,ciepłej jesieni na tarasie hospicjum i twoich ciepłych słów i ramion…dzięki Tobie również mój mąż mógł ze spokojem pożegnać się z Mikusiem….DZIĘKUJE….Anita

  • No widzisz Agnieszko , tym się różnimy … Ty przytulasz … Jola W.