Napisfeatured

– „Stracić twarz”, tak mówią. Ja, proszę pani, tracę twarz dosłownie. Nie, płakać nie będę, tak tylko mówię, bo to jest nawet zabawne. Pod opatrunkiem rośnie mi skorupiak, ukwiał, cała koralowa rafa. Nie chce pani tego widzieć.

Herbata jest niepotrzebna, drzwi mogą być otwarte, do sklepu iść po nic nie trzeba.

Siadam obok i skubię mankiet.
Wolałabym uciec. Do lidla, do ikei obok – po cokolwiek, po pretekst.

Siedzę, skubię.
Nie nadam się tu do niczego, pionowa zmarszczka na czole, oczy w podłogę. Chcę przetrwać tę ciszę, choć nie wiem dla kogo to bardziej, dla niej czy dla siebie.

Siedzę.
Widzę jej buty, gumowe kapcie za grosze, do domu/ogrodu/szpitala. Długopisem ktoś wydrapał: „KROKSY”.

– Niezłe te buty – mówię. – Firmowe, ręczna robota.

A ona parska śmiechem:

– Wnuk stwierdził, że są złe bez napisu. Wieczorem wzięłam długopis i sru.

  • Napisy życia powodują ze chce się oskubać mankiet i pobierać ciszę ze słów.

  • Są dwie rzeki. Jedna, gdy tam wchodzisz – korytarze, łóżka, czasem-łyse-głowy, herbata na korytarzu, kiosk z pączkami na dole. Po szyję, po nos, głęboko i niepewnie. "Zamiatam swoje podwórko" czyli raczej nie utonę. Pobędę.
    Druga – gdy już tam byłaś sto razy i właśnie wracasz, na chwilę do świata z Lidlem, śmietaną i biletem dobowym. I wiesz, że tam wrócisz, bo nie-wiesz-jak ale umiesz tam być, bo dźwignęłaś, bo dotknęłaś stopy, odleżyny, fizjologii i nie zakrztusiłaś się własną chęcią ucieczki. Bo tam bliżej do Ciebie niż w Lidlu, choć i w Lidlu niedaleko. Dziwny zew, dziwny nałóg, 100% zawartość życia w życiu.
    Jutro znowu…

  • 🙂

  • Przypomniałaś mi historię dawnej koleżanki mojej mamy. Nie była alkoholiczną, normalna rodzina. Odkąd ją pamiętam – mocno zapudrowywała nos. Wypełniała go fluidem, żeby wyrównać strukturę… Patologiczna była w niej wiara we wszystkich energocudotwórców. Kiedy w końcu dała się namówić na lekarza, za późno było na cokolwiek. Na twarzy już nie rafa koralowa, raczej czarnobrunatna magma. Nie żyje. A być może mogła żyć. I rzeczywiście, smutne jest patrzeć i jednocześnie uciekać wzrokiem, bo pomóc już się nie da. pozdrawiam Caffe

  • Opowiadanie jak koan. Dobre ćwiczenie 🙂

  • Anonimowy

    Dla mnie to jeden z trudniejszych w odbiorze z Twoich tekstów. Jakkolwiek by to zabrzmiało – dziękuję za to, że sprawiasz, że świat się zatrzymuje i zmuszasz mnie do myślenia o niezbyt wygodnych, miłych i estetycznych aspektach życia…

  • To jest też koan dla mnie.
    Ostatnio wciąż z nim chodzę.

  • Anonimowy

    Krępująca cisza. Jak tu gadać o bzdetach z kimś w sytuacji…eee…'ostatecznej'(nie w tej chwili, ale…)? Słowa są zbyt płytkie, a dotyk zbyt intymny, zbyt… dwuznaczny. I to poczucie winy z podskórnego zadowolenia: 'to nie ja, TO NIE JA,to jeszcze nie ja'.
    Trzeba odsiedzieć bohatersko kilka minut, robiąc dobrą minę do złej gry. Potem już bez wstydu nogi za pas.

  • Czasami "być"znaczy więcej niż cokolwiek

  • Dzięki Zorko za wszystkie mądre słowa….♥

  • Ju

    Dobrze mieć pod ręką kapcie. Jest czasami czym cisnąć.

  • Anonimowy

    Niesamowite

  • Anonimowy

    Pierwszy kontakt budzi odrazę, strach… dezorientuje w tym harmonijnym, poukładanym świecie. Spotykamy takich obcych…a może siebie za kilka lat. Dlatego staramy się go zlokalizować zanim się objawi. Jakiej dojrzałości potrzeba żeby tak,, sru"…do jutra… Pozdrawiam Stanisław

  • Anonimowy

    Znam Cię, zajrzałam gdy usłyszałam, że coś tam z Twoim zdrowiem, ale uf dobrze prawda? nie mam czasu, wciąż mi go brak, ale ten ostatni Twój wpis…
    Jestem codziennie u mojego brata, już nie wiem ile to lat. On śpi a ja mu śpiewam. Obok leżał już jeden pan, o nie dwóch a ostatnio pan Feliks. Codziennie rano radio włączałam mu ( miał zanik mięśni) wieczorami przynosiłam owoce – co w sezonie: truskawki, śliwki ostatnio jabłko obierałam i wkładałam mu do buzi. bardzo lubiał to. Raz zwrot do brata raz do niego, jakoś dawałam radę. teraz już go nie ma, a jeszcze parę dni temu chciałam mu przynieść naparstek na palec (tylko nim umiał poruszać), żeby mógł pilot od łóżka podnosić, bo ręka słabła i coś zaradzić chciałam, nie przydał się ten naparstek, radio i zdjęcie rodziny jeszcze stoi na półce. Nie obracam się już do tyłu. Jutro pewnie nowy pan będzie tam leżał. Pan Feliks był …
    Wiesz Zorka, Ty wiesz, wystarczy tylko być przy tej osobie nic wiecej.
    Pozdrawiam siostra śpiocha.

  • Anonimowy

    Moja Babcia miała taką rafę. Jej było z tym trudniej, niż nam…

  • Przerobiłam podobną sytuację lata temu…codziennie szpital. Nigdy nie zapomnę, jak wchodząc po schodach wstrzymywałam oddech…kilkanaście kroków i widziałam łóżko mojego taty…tak bardzo chciałam Go na nim widzieć codziennie… jest…więc głęboki wdech, uśmiech nr 5 na twarz (bo przecież wszystko będzie dobrze) i do boju! Po latach wiem, że zrozumie moje odczucia tylko osoba która przeszła przez "podobne schody…"

  • Zorko :*

  • czasami tak sobie myślę: a jak ktoś przeżył całe życie bez skorupiaka, bez ukwiału na twarzy, ale nigdy nie powiedział "Wnuk stwierdził, że są złe bez napisu. Wzięłam długopis i sru!"??

    tak tylko myślę…

  • bardzo często tak jest, że to chorzy muszą pocieszać nas, a nie na odwrót