Fredekfeatured
Chodzimy z Różą na spacery. Odsuwam szafkę, stawiam blisko swoje krzesło, układam Różę w pościeli i ruszamy.
– Nie muszę, dobrze mi tu z panią.
– To opowiem jeszcze, jaka nam się niezwykła historia przytrafiła. W Lusowie mieszkaliśmy pół roku, dopiero późną jesienią lądowaliśmy w mieście. Co dwa-trzy tygodnie wpadaliśmy na działkę sprawdzić, czy wszystko w porządku. I niech sobie pani wyobrazi: wchodzimy, a tam łóżko pościelone, obok puste butelki po mleku, włączona lodówka, chleb na stole. I mój mąż, zamiast wezwać policję, usiadł i napisał list. Coś mniej więcej takiego: „Dziekuję panu za opiekę nad moim domem. Będę bardzo wdzięczny, jeśli – gdy zdecyduje się pan go opuścić – zostawi pan po sobie porządek. Pozdrawiam serdecznie.” Byłam trochę zdziwiona, ale nic nie powiedziałam. Po dwóch tygodniach wracamy, a tam… Okna wymyte, lodówka – na błysk, łóżko zasłane, żadnych okruszków. Na stole kartka. A właściwie nie kartka, tylko skrawek papieru z torebki po cukrze. Duże, koślawe litery. Napis: „DZIĘKUJĘ. FREDEK”. Pytaliśmy sąsiadów, czy ktoś go widział. Nikt. Ani razu.
– Może to był wasz anioł stróż? – uśmiecham się.
– Nigdy o tym nie pomyślałam. Możliwe! Może to wygląda tak właśnie. – Róża się zamyśla. – …Mój mąż się wtedy rozpłakał. I w portfelu nosił tę kartkę aż do śmierci.
-
CarpeDiem
-
Asia
-
Agnieszka RK
-
agpela
-
Nitrogliyceryna
-
violeczka
-
Anonimowy
-
ma~
-
Anonimowy
-
Lusija
-
Mama rozwojowa
-
weci
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Agnieszka Łukaszewicz
-
Agata Filewicz