Te oczyfeatured

Biegam pomiędzy salami. Korytarzem spaceruje staruszka. Twarz Krystyny Feldman, fioletowy szlafrok, dwie przyboczne kule. Stop.

– Obchód terenu?

– Tak, tak, trzeba się rozruszać.

– Idzie pani na mały taras?

– A gdzie to jest? Myślałam, że taras jest jeden.

– To jest taki sekretny taras, tylko dla wybranych, idziemy?

Pani prostuje plecy i zerka z zaciekawieniem.

– Idziemy.

Ciepły wiatr, szumi ulica, Lidia poprawia szlafrok i mości się na krześle.

– Byłam kilka tygodni w domu opieki, wreszcie udało się trafić do hospicjum. Mieszkam z wnuczką, ale ona jest zajęta teraz, robi staż za granicą, stara się o pracę. Tu przecież niczego nie można znaleźć. Jest taka zdolna: zna trzy języki, ma stypendium. Wnuk z kolei pracuje w Warszawie. Córka daleko, jest bardzo chora i ma męża alkoholika. Tu czuję się bezpiecznie. Czekam sobie spokojnie na Hanię.

Lidia daje mi kilka zdjęć:

– Ojciec przeżył, bo odpruł pagony. Dwaj jego bracia mówili, że jest tchórzem i że prawdziwy oficer tak nie postępuje. Zginęli w obozie. Ojciec miał dzieci. Nigdy tych pagonów nie żałował.

– To było dwudziestego stycznia, na dworze minus 23. O wpół do piątej rano zostaliśmy wyrzuceni na bruk. Z ledwością zdążyliśmy się ubrać. Braciszek nie miał jeszcze roku, ojciec go nie widział, bo był w obozie, mieszkaliśmy z 80-letnią babcią. Byliśmy bogaci, dlatego Niemcy zajęli właśnie nasze gospodarstwo. Przyjęła nas sąsiadka. Miała tylko dwie izby – w jednej ona z piątką dzieci, w drugiej my. Spaliśmy na sianie, bo nie było łóżek. Po kilku tygodniach, jak zelżały mrozy, pojechaliśmy na drugi koniec Polski. Do rodziny.

– Wróciliście po wojnie do siebie?

– Tak, ale – głos się załamuje, Lidia wyciąga z rękawa lnianą chusteczkę – tam już nic nie było. Zabrali konia. Tak go kochałam! Zabrali krowy, rzeczy, zdeptali ogród, zostały tylko śmieci. Czego nie wykradli Niemcy, to zrabowali Polacy. Ksiądz na kazaniu powiedział później, że ten czas nas nie usprawiedliwia i by wszyscy, którzy zabrali coś z opuszczonych domów, oddali to właścicielom. Przyszła jedna pani. Tylko jedna. Przyniosła naszą kapę do przykrywania łóżka i zegar. Pamiętam, że potem mama się rozpłakała.

 – Ja całe życie czytam, codziennie. Mam 91 lat i teraz kiepsko mi to idzie – nie te oczy – ale się staram. Jak byłam w domu opieki, pani psycholog przynosiła mi książki z dużą czcionką. Przeczytałam biografię Sienkiewicza, 500 stron. Czy pani może sobie wyobrazić, co to był za łobuz?! Rozkochiwał kobiety, zwodził i porzucał. Byłam zdruzgotana.

– A jakie książki kochała pani najbardziej?

Lidia śmieje się serdecznie.

– No właśnie Sienkiewicza! „Potop” i „Krzyżaków” znam niemal na pamięć.
To jest przeciekawe, czasem dopiero po latach zaczynamy widzieć lepiej.

– …Mając w dodatku „nie te oczy”. – mrugam porozumiewawczo.

Lidia się śmieje.
I świeci.

  • Ale cudowna konwersacja – takich Spotkań – zazdroszczę 🙂

  • Piękne chwile dla tej staruszki i dla Pani. Takie rozmowy bardzo im pomagają… Aż zatęskniłam do rozmów z moją babcią. Niestety już z nią nie porozmawiam. Odeszła 🙁

  • Anonimowy

    Agnieszko, te historie chyba Cię szukają . Poprzez swoją pracę , gdy innym oddajesz siebie …inni Tobie oddają swoje przeżycia . My też z tego korzystamy i stajemy się bogatsi . Dziękuję za tą historię – Jola W.

  • Anonimowy

    Fajne te pagony.
    Pouczające.
    Warte opublikowania.
    Pozdrawiam,
    Majewka

  • Anonimowy

    Serce kruszeje…..ale kim jest Hania.?

  • "Dwaj jego bracia mówili, że jest tchórzem i że prawdziwy oficer tak nie postępuje." To takie polskie, zginąć dla pagonu…

  • Hania = wnuczka.

  • niesamowita pani… 🙂