Wódzfeatured

U wodza znaleźliśmy się z Przemkiem przez przypadek. Przez przypadek również wódz stracił czucie od pasa w dół, pozbył się mięśnia na przedramieniu, a motor zamienił na wózek. Świat przepołowił się mu półtora roku temu. Czyli wczoraj.

Wódz ma 47 lat, wygląda na mniej. Krzysztof, który właśnie umiera w hospicjum, ma lat tyle samo. Rano trzymałam go za rękę, czekając na przyjazd siostry i matki. Wieczorem ściskałam dłoń wodza. Tam kończę. Tu zaczynam.

Gramy w grę. Wódz niczego nie potrzebuje – rozmowy, zainteresowania, zakupów, muzyki, książek, rodziny. Ma swój wewnętrzy świat i hasa po polach z walecznym plemieniem indian. Słucham cierpliwie o zwyczajach, ubiorze, broni apaczów, o pisarzach, którzy pół życia spędzili w indiańskiej wiosce. Nie boi się śmierci, bólu, samotności – jest wodzem, leży na wzgórzu i leniwie zerka na świat, który niewiele go obchodzi. Żona odwiedziła go w szpitalu raz, ale bez synka. Wódz do domu nie chce wracać, nie potrzebuje. O synu nie rozmawiamy.
Sprawdza, kiedy oddam pole. Próbuje szokować, odpychać, imponować.
Przyjmuję, mieszczę. Słowa jak sekwencje liter i cyfr z matrixa – bez trudu da się je odgarnąć i przejść. Czytam ciało.
Wódz ma długie, zadbane włosy, kształtne paznokcie, rzemyki na przegubie i tatuaż. Ostro zarysowane szczęki, zaciśnięte usta. Gdy czasem zerka w moją stronę, lekko wydyma wargi i mruży oczy. Mówiąc coś, co w jego mniemaniu ma mnie odwrócić, patrzy bardzo uważnie. Uśmiecham się. Wsiąkam w to, co widzę, nie w słowa.

Instruktor kulturystyki i fitnessu, motocyklista z sercem w indiańskiej wiosce. Od przeszło roku na oddziale opiekuńczym, bez telefonu i regularnie odwiedzających go bliskich. Bez potrzeb, za to mocno wkurzony. W każdej chwili gotowy, by się zabić, nie boi się wcale, ma tabletki, mogę się zdziwić. Nikt go nie zrozumie, nikt nie ma pojęcia, nikt nigdy aż tak.
Ok, na chwilę wyskakujemy z historii wodza; zapraszam do siebie. Jak to jest – mówię – gdy masz 25 lat i dziecko na cmentarzu, jak to jest, gdy w środku nocy musisz stanąć na torach, by poczuć jak pociąg tnie powietrze, odwrócić się od tego i znaleźć drogę do domu. Jak to jest leżeć kilka miesięcy w szpitalnym łóżku bez możliwości wstania gdziekolwiek. Patrzeć całe dnie w sufit wiedząc, że piętro wyżej zmarło ci dziecko i, jak tylko się ruszysz, może umrzeć drugie. Jak to jest, jak się z tym idzie. Jak się z tym uśmiecha.

– Jesteś w żałobie, wodzu. W żałobie po sprawnym ciele. I mam dla ciebie jedną dobrą wiadomość: żałoba kiedyś się kończy.

Nie zapomnę tej chwili, tych nagle nienapiętych warg i miękkiego spojrzenia.
Uścisnęliśmy dłonie po męsku.

Rada wioski orzekła, że wchodzę.

  • Masz dar wiesz?
    Wiesz.
    Dobrze, że rada się zgodziła.

  • Anonimowy

    Pięknie napisane… I na blogu Chustki też. Miłość jest ogromną siłą, ale czase obezwładnia, odbiera oddech. Chciałabym żeby nikt nie musiał cierpieć… banita

  • Anonimowy

    Potrzebuję Twojej siły,mądrości…dobrze,że piszesz,a to potrafisz.
    Serdecznie pozdrawiam.

  • Tak pieknie przedstwiac ludzi potrafisz tylko Ty..

  • Bardzo lubię czytać Pani teksty. I oczywiście nie o urodę mi chodzi a głębię. Jestem z boku i czuję, czytając. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dziękuję. Szkoda, że tak rzadko pojawia się tu Pani. Pozdrawiam serdecznie!

  • Anonimowy

    to bardzo madre odsuwac te wszystkie slowa, ktore maja zmylic Ci trop; tak łatwo dac sie sprowokowac i pojsc w slepa uliczke slow
    jest takie powiedzenie, ze gdy ktos mowi, ze nie chce o czyms mowic to znaczy, ze o niczym innym nie potrafi myslec

  • Jesteś niesamowita…

    Anonimie nade mną masz rację co do tego powiedzenia.

    Sądziłam, że są takie rodzaje żałoby, które się nie kończą, ale ludzie mogą z tym żyć. Jednak uświadomiłaś mi, że każda żałoba się kończy. W różnym czasie…

    Uczysz mnie wiele.

    Justyna

  • przemek

    Tak, do Jacka czyli Wodza trafiliśmy zupełnie przez przypadek! Poprosiłem Agę aby poszła ze mną do Grzegorza na oddział opiekuńczy. . . Następnego dnia Jacek powiedział: -"Wiesz, ona jest dobra. Nawet chyba mocniejsza od ciebie…" Na moich oczach widziałem jak mur jaki stawia wokół siebie Wódz, runął. To nie było zwycięstwo! A jeżeli nawet ktoś tu wygrał, to Wódz – ale tylko dlatego, że przez przypadek?! Agnieszka trafiła do niego. Przypadek czy nie – nie wiem! Tutaj swój trafił na swojego. Wódz i Zorka, Zorka i Wódz. Mocarze!!! Jacek potrzebował tej rozmowy. . . Przypadkiem.

    Oddział opiekuńczy ma swoją specyfikę, zupełnie inną od hospicjum.Do hospicjum bardzo często -nie zawsze! trafią ludzie z rozpoznaniem np. nowotworu kiedy ich życie się kończy. Na taki oddział na jakim jest Jacek trafiają ludzie w trudnej dla siebie sytuacji, kiedy coś się wydarzyło i nie wiadomo co dalej?! Bardzo często tracą sens życia nie widząc dobrego rozwiązania dla siebie. Czasem są to sytuacje nieodwracalne takie jak udar, wylew, stwardnienie rozsiane czy inny poważny uraz przez co tracą swoją samodzielność. Wtedy trudno powiedzieć człowiekowi:Zobaczysz, będzie dobrze!. . . Ty wychodzisz, on pozostaje w tym miejscu zupełnie bezradny. Niby nie jest sam, a jednak. . . To nie takie proste. Sam wiem jak to było, i jak jest teraz. Zależność to mój największy ból!!!

    . . .

    Czytam Zorkownię od początku, Agnieszka podesłała mi link. Poprosiła abym nikomu o tym nie mówił – wiedziałem od pierwszych chwil, że jest to wyjątkowe miejsce. Czytam i jestem do dzisiaj, komentarze też. To smutne jak łatwo człowieka osądzić, przypiąć etykietę! To po prostu, smutne. Znam Agnieszkę, widziałem jej oczy. Jej łzy. Znam ją też od innej strony! Jest przebojowa, lubi się bawić i ma piękny uśmiech. Ale zawsze widzi nie tylko patrzy. Pisze sercem, bo taka jest. Taka jest.

    Ja to wiem. Pozdrawiam 🙂

    Przemek

  • Anonimowy

    Parafrazując – im lepsza poza, tym więcej do ukrycia.
    Ten moment, kiedy otwierają się drzwi i ktoś wchodzi i spada obronna maska… powiedziałabym że nie do opisania, ale Ty potrafisz.
    Masz dar, Zorko.

    Pozdrawiam
    Agnieszka

  • jak zwykle głębia… poruszające. dziękuję
    :*

  • nie potrafię w żaden sposób skomentować Pani wpisów. Ale była mi Pani dzisiaj impulsem, do napisania swojego. Dziękuję. http://www.today-ornever.blogspot.com

  • Przemek, a cóż to za laurka?
    😉

    Ja mam problem z komplementami (po zajęciach z analizy transakcyjnej wiem jak się to nawet nazywa: problem z przyjmowaniem pozytywnych znaków rozpoznania)…

  • Anonimowy

    Oj, Zorko, Zorki..piszesz jakby Ci Przemek dowalił, a on pisze prawdę.Twój wpis czytałam nie oddychając, Przemka wpis czytałam nie oddychając…chyba dzisiaj padnę na bezdech, co za ludzie….mocni. Wiesz, mam wątpliwość czy Wódz jest tam sam z własnego wyboru ( ta poza twardziela odstrasza) czy żona z synkiem go zostawili ? Wiem, jestem niedelikatna..przepraszam, nie muszę wiedzieć ale zgubiłam się… co czuć ? Ściskam Was bardzo mocno za ten dzień…dziękuję- Jola W.

  • oj co prawda to prawda…nie napisze nic oryginalnego tutaj…wszystko juz zostalo napisane, dodam tylko, ze bede tu na pewno wracac…

  • Piszesz przejmująco, miałam ciary na całym ciele…

    A teraz lecę zobaczyć, co u mojego Kochanego Be!

  • 🙂 Be pisze dziś wiersze.

  • Anonimowy

    Jesteś wielka!

  • Anonimowy

    Zorko… jesteś kochana wiesz 🙂
    siostra śpiocha

  • Mocarze o wielkich sercach!!! 🙂
    No to się wzruszyłam 🙂
    ściskam cieplutko