Szybafeatured

Odwiedzam Przemka w szpitalu. Sześć tygodni rehabilitacji – trzeba zebrać siły po letniej wyprawie; przeszło dwa tysiące kilometrów na wózku odciska się w ciele. Przemek nie byłby sobą, gdyby nie pomagał, nie zauważał ludzi obok. Kiedy tylko może, siada na wózek i jedzie na oddział opiekuńczo-leczniczy. Zna wszystkich pacjentów, z każdym się wita. Ludzie leżą tam miesiącami: udary, wylewy, wypadki, brak czucia tu/tam, brak kontaktu lub chętnej do opieki rodziny.

Któregoś dnia Przemek pyta:

– Aga, pojedziesz ze mną do góry? Chcę, byś kogoś poznała. Tyle czasu spędziłaś przy Pe, a ja nie mogę sprawdzić czy z panem jest kontakt. Łóżko za wysoko, na wózku nie dosięgnę.

Delikatnie się wykręcam, tłumaczę, trochę się boję. Pan, do którego chce mnie zaprowadzić Przemek, leży tam dwa lata. Zapewne badało go wielu specjalistów, diagnoza padła dawno, nic tam po mnie. Ostatnio miałam ciężkie chwile w hospicjum; nie chcę pakować się w nowe historie, tym bardziej poza. Przemek nie nalega, ale patrzy tak, że nie umiem odmówić. Winda, drugie piętro, sale pootwierane na oścież. Przemek prowadzi, potulnie drepczę za wózkiem. Kłania się w stronę każdego pokoju:

– Witam, witam. Dzień dobry, pani Jadwigo, dzień dobry, panie Stanisławie. Pozdrawiam.

Maleńka sala, dwa łóżka, dwóch wpatrzonych w górę mężczyzn. Sufit czysty, kilka niewielkich pęknięć, z łóżka wystaje rura, na której można zawiesić rzemień z trójkątem do podciągania. Radio trochę za głośno, na parapecie choinka. Rurka tracheotomijna zaflegmiona, na sam jej widok czuję zmęczenie. Wiem, co należy zrobić, wiem, że nie zrobię nic. Nie wolno mi ingerować, nie wolno nikogo pouczać. Patrzę bezradnie; mężczyzna ciężkim wydechem stara się przepchnąć wydzielinę na zewnątrz. Przemek czeka; próbuję się skontaktować z panem (czy pan mnie słyszy? jeśli tak, proszę mrugnąć dwa razy/proszę szerzej otworzyć oczy/proszę spojrzeć w moją stronę). Nic się nie dzieje, wzrok zafiksowany na metalowej rurze – od prawej do lewej, od prawej do lewej.
Przyglądam się sufitowi. Jakie matematyczne figury wykreśla ta biała przestrzeń, jakie obrazy przyjmuje na swój ekran… I czy.
Dwa lata patrzenia w sufit, przesuwania wzroku po rurze. Spacer w nieskończoność.

Pamiętam, do połowy zanurzonego w wodzie, polarnego niedźwiedzia z zoo. Stałam przy grubej szybie, obserwowałam jak płynie: lewa – prawa, lewa – prawa, pod koniec głowa w bok, nos do góry, powrót i od nowa. Żadnego błędu – sekwencja idealna. Dzieci pukające w szybę, robiące miny, dzieci, których nie widać, nie słychać za taflą lodu. Długo patrzyłam na to zwierzę. Jedna łza, niewiele. Nie mogłam odkleić się od szyby.
Minęło kilkanaście lat – znów stoję przy akwarium. Największy smutek widzę w oczach Przemka. Przemek nie widzi tego co ja, ale i tak wie.

– Nie przyjeżdżaj tu – mówię cicho po wyjściu z sali. – Pan ma rodzinę, opiekę. Dbaj o siebie.

Przemek kiwa głową. Rozumie. Jedziemy do pielęgniarek prosić o oczyszczenie tracheotomijnej rurki. Tyle realnie możemy zrobić.

Stojąc przed szybą.

.

  • Boli…

  • Od lat nie chodzę do ogrodów zoologicznych. Nie zaprowadzam tam dzieci właśnie dlatego, żeby nie nosiły w sobie tych obrazków jak ten z niedźwiedziem.

    Bardzo lubię czytać co piszesz i lubie jak piszesz.

  • Anonimowy

    Czasem mam dylematy, zasypiam z bólem w klatce. Wiem też, że człowiek nie powinien być sam.

    Nadzieja jest zawsze!

    Nikt nie wie, co będzie za zakrętem…

    My mamy jeszcze "krnąbrnego" gościa do odkręcenia… "Wodza".

    Dziękuję Aga!

    Idę do góry. Do zobaczenia, później.

    Przemek

    • Damy radę, Przemku. Wódz też człowiek i chyba mnie lubi. :*

  • 🙁

  • Brak mi słów na komentarz. Lubię czytać.Bardzo.

  • Dlatego tak bardzo nie lubię leżeć. Mało kto rozumie, jak to jest patrzeć gdzieś tam i tylko gdzieś tam, a w sercu nadzieja, że może dziś koniec… jakikolwiek miałby być

  • Przypomniał mi się film Motyl i skafander. Tak naprawdę każdy ma jakiś skafander. Bywa to niepelnosprawnosc, lęki, samotność i wiele innych, jednak każdy może stać się motyle i uwolnić się

  • Anonimowy

    …ale Przemek jest człowiekiem czynu i nie potrafi stać z boku, to takie trudne a dla niego niewykonalne. On bardziej się męczy nic nie robiąc, niż działając. Boże kochany, co mam Wam powiedzieć…że jesteście nadzwyczajni ? No pewnie !!! Dlaczego o czystość tej rurki dbają " postronni" ( sorki) ludzie. Łeb mi puchnie, uściski serdeczne dla Przemka i Ciebie Zorko – Jola W.

  • Anonimowy

    ..wszystkiego co najlepsze Zorko 🙂
    ..w dniu urodzin Twych :)..zasyla czytaczka z drugiego konca Europy 🙂

  • Czekałam, aż przeczytam, że mrugnął. Albo że otworzył szerzej oczy.
    Cały czas zapominam, że życie to tylko życie. Że człowiek bywa bezradny. A dobrych zakończeń jest jak na lekarstwo.

  • Wszystkiegi najlepszego z okazji urodzin:)

  • Dziękuję. 🙂

  • Zorko wszystkiego co najlepsze, siły, odwagi, zdrowia i sto lat
    Justyna

  • Smutne to i strasznie prawdziwe. W melancholijnym nastroju sięgam po kolejną kawę. Dziękuję.

  • Anonimowy

    Dołączam do życzeń urodzinowych, chociaż ja Ci codziennie dobrze życzę…jesteś wyjątkowa.Siły kochanie…Jola W.

  • Buziaki 🙂