Sacred geometry of chancefeatured

Świąteczny sms od mamy Mikołajka. Cztery literki w podpisie. Nieśmiało przeliczam raz jeszcze: mama, tata, starsza siostra i…?
Serce rośnie.

Pamiętam, jak po paru miesiącach od śmierci Mikołajka pojechałam do Anety. Zawiozłam zabawki, książki, smoczek. Wiedziałam, że nie wolno wyrzucać takich rzeczy, że przyjdzie czas, gdy mama zechce je jednak z powrotem. Spakowałam, schowałam do szafki w hospicjum. Po pół roku przyszedł czas. Aneta zadzwoniła:

– Aguś, masz jeszcze smoczek Mikołaja, zabawki, czy mogłabym…?

To był wzruszający dzień dla nas wszystkich. Obejrzałam jego pokoik, ulubione klocki, zdjęcia, piaskownicę w ogródku przed domem. Porozmawiałyśmy przy cieście, pojechałyśmy na cmentarz. Na drogę dostałam słój z wiejskim mlekiem dla swojego synka. Tata Mikusia pobiegł po nie do sąsiada:

– Bo zdrowe, a synek-wcześniak; zrób mu jogurt, na pewno nie zaszkodzi.

Trudno było wtedy Anecie myśleć o kolejnym dziecku. Niewiele osób jest sobie w stanie wyobrazić, co czuje matka warująca przy łóżku umierającego dwulatka. Ile nocy może nie przespać, o co i do kogo się modlić, jak potężne generować siły, jak bardzo żyć w tu i teraz, z jakim spokojem odprowadzać za rękę, jaką płacić za to cenę. Trudno wyobrazić sobie świat po – zbombardowane miasto i siebie pośrodku tej nagłej pustyni. Tęsknota i lęk na wierzchu, boli każdy por skóry.

…I nie da się, naprawdę się nie da przewidzieć banalnej/niebanalnej nadziei, która niepostrzeżenie przerasta lęk, drąży kamień.

Antoś ma dziś 6 tygodni.
I rośnie.

Wymiana ciepłych słów z Łukaszem, mężem Gosi. Niedawno były jego urodziny – staram się pamiętać. Gosia miała niewiele ponad 30 lat, gdy zmarła w hospicjum. Dwa dni przed śmiercią podyktowała mi list do 2,5-letniej córki. Obiecałam też wtedy, że napiszę Weronice o wszystkim, co widziałam w hospicjum. Do dziś nie mam słów. Jednocześnie mocno czuję, że kiedyś się spotkamy i to, co miałam napisać o mamie, opowiem. Za szybką hospicyjnego identyfikatora noszę stokrotkę, którą zerwała „dla cioci”. Stokrotka niedługo skończy trzy lata.
Weronika robi się coraz bardziej podobna do mamy; patrzę z daleka jak rośnie. Te same oczy, policzki, uśmiech. Łukasz wciąż gra na saksofonie. Niedawno zaręczył się z fantastyczną dziewczyną. Poznałam ją przy łóżku Gosi. Serdeczna, ciepła, obecna. Tej miłości nie dało się przewidzieć. Półtora miesiąca temu urodził się Kubuś. Weronika ma brata i macoszkę. Uśmiecham się do ich wspólnych zdjęć. I płaczę jak bóbr.

Można iść dalej, przynajmniej uchylić furtkę, otworzyć na tę możliwość, że się ułoży. Sacred geometry of chance – nie do wiary, prawda?

Od dobrych dziesięciu lat rozmawiam z ludźmi w żałobie, przyglądam się miastom zdmuchniętym z powierzchni ziemi, krokom do przodu i tyłu, oswajanym lękom, rozczesywanym myślom, gruzowiskom, przez które wytycza się ścieżki, zmartwychpowstaniom.

Życie nie toczy się dalej.
Nie „się”.

.

  • Niezrównane!
    Tacy właśnie jesteśmy my, ludzie na gruzowiskach – niby tacy sami jak "przedtem", a jednak zupełnie inni.

  • Pięknie…:)

  • isa

    To niesamowite, jak się w czasie zbiegł Twój tekst, piękny jak zawsze, z moim przemyśleniem, które wczoraj ubrałam w słowa i umieściłam u siebie na blogu. 6go stycznia po raz trzeci straciłam dziecko, co gorsza nie wiadomo dlaczego, to co miało być przyczyną zostało zneutralizowane, a i tak się skończyło jak zwykle. Mój prywatny koniec świata. A jednak… wczoraj napisałam "Zaczęłam się zastanawiać nad zmianą tytułu, bo czy ja jeszcze mam nadzieję? Przecież umarła, kolejny raz. Ale nie, nadzieja jest i trwa, tylko akcenty inaczej rozłożone…" Tytuł bloga to "j'espere."

  • Jak to jest, ze wszyscy umieramy, czyli smierc powinna byc taka normalna. A czasem musza umrzec dwa pokolenia w rodzinie, albo i trzy, zeby przedwczesna smierc kogos przestala odciskac pietno na tej rodzinie?

  • Majewka

    Dziękuję 🙂
    Trafiłaś w serce. Moje serce.
    Już wiem, skąd moja żałoba, skąd rany, ból i smutek, który można zamieniać tylko w milczenie.

    Życie toczy się.
    Ja nie mam mocy ani go stworzyć, ani przekazać.
    Się.

    Dla uczciwości sobie przypomnę, że mogę wzmacniać, wspierać, troszczyć się o życie, które jest.
    To bardzo dużo.

    • Z jednej strony życie się toczy. I owo "się" jest kluczowe – nie mamy wpływu.

      Z drugiej, to my toczymy życie. Wystarczy sama decyzja, pierwsza ścieżka wydeptana na gruzowisku.

  • Dzięki takim ludziom jak Ty Zorko zaczynam wierzyć w ludzi i to, że nawet najbardziej zrujnowane miasta da się odbudować. Oto kolejne historię o tym, że niemożliwe staje się możliwe.

    Piękny wpis

    Justyna

  • Anonimowy

    jedyne co jest w stanie naprawde odgruzowac to pobojowisko to milosc I prawdziwa czula obecnosc. Czasami, nawet po latach, sa same upadki, mimo pojawiania sie kolejnych Antkow… jest cos gorszego od smierci dziecka. Samotnosc po smierci dziecka. Kiedy nie ma nawet z kim polozyc tego cholernego oplatka na grobie.

  • .

  • Tak, samotność po śmierci dziecka byłaby czymś niewyobrażalnym, na szczęście uniknęłam tego…

  • Anonimowy

    Zorko , ależ się tego nazbierało a pamiętam , że niedawno na Twoim blogu trwała kłótnia, że piszesz zbyt zwięźle, wręcz skąpo .To prawdziwa kronika roku i dłużej .
    Niech ktoś mi powie, że to nieprawda że śmierć to też życie.
    Historia, cierpienie, pamiętanie, czasem samotność cierpienia, samotność wspominania, samotność bólu. Czasem bólem, smutkiem nie potrafimy się dzielić , o nim mówić. Jeżeli ktoś Cię spotka na swojej drodze to wie, że MOŻNA więcej…. Dziękuję Ci za wszystko i serdecznie pozdrawiam – Jola W.

  • nie do wiary… jak to życie może się poukładać…
    jak tak czytam wszystko co u Ciebie i Twoje przemyślenia, to chciałabym wyrzucić z siebie małostkowość, która zbyt często każe mi się nad sobą użalać…
    dziękuję:)

  • Dziś siedem lat, odkąd zburzono kolejne miasto. Na jego gruzach rośnie nowe, już drugie.

  • Pamiętam, Inez.

  • wiem, Aga- masz niebywały talent do wyłapywania rzeczy ważnych. Ja też pamiętam o Twoim styczniu.

  • Anonimowy

    A ja Wam wszystkim dziękuję za te komentarze. W tej chwili nie potrafię napisać nic, gdyż moje miasto dopiero zaczyna popadać w ruinę. Kiedy je odbudujemy? czy damy radę?
    Pozdrawiam siostra śpiocha.

  • Odbudujecie, tylko będzie zupełnie inne niż to zburzone…

  • Siostro śpiocha, widzę "my" – jestem więc spokojna.
    :*

  • Anonimowy

    znam rodzicow, dla ktorych czas po smierci ukochanej coreczki zatrzymal sie; niby zyja, niby chodza do pracy, niby robia zakupy, wyjezdzaja na urlop ale nadal, po latach sa w tamtym dniu, oni w pewnym sensie umarli razem z nia
    czesto mysle, ze jedynym sposobem by czas znow dla nich ruszyl z miejsca i by zycie nie bylo na niby jest kolejne dziecko; bo tylko dla dziecka mozna znalezc sily by przezwyciezyc ta rozpacz
    tak mi sie wydaje, moze sie myle

  • Nie mam pewności. Pewnie nie ma "jednego sposobu".
    (Pozory też czasem mylą.)
    :*

  • warto było się przebudzić w nocy, żeby to przeczytać.
    trudno było oderwać się od rozgrzanego ciałka mojego dwulatka, ale było warto.
    zaraz wracam.

  • Nie ma dobrego czasu na umieranie. Zawsze czy ktoś miał 2 czy 102 lata.Dla bliskich zawsze ta osoba, będzie żyła za krótko.Nie jestem pewna czy pocieszanie,"że Bóg tak chciał" jest aby na miejscu, bo nigdy nie będzie nie zależnie od sytuacji…

  • Tyle zburzonych i mozolnie ulepionych na nowo ja, my. Takie budujące.
    Dziękuję!
    mama Zosi