Po’wietrzefeatured
…
Ostatnio dużo rozmawiałyśmy. Żadnego splątania. No może raz, gdy powiedziała, że uczyła w szkole histerologii.
– Historii, tak? – upewniłam się.
– Nie, nie, histerologii. I geografii.
Gdy weszłam do pokoju, leżała z turbanem na głowie. Ulka-wolontariuszka uplotła go z szlafroka. Trzeba było wywietrzyć trudne zapachy i nie zaziębić Stasi. Pani Sindbad; śmiałyśmy się obie. Tym razem opowiadała o czasach, gdy była młodą nauczycielką. W innym mieście, przed ślubem, stratą wnuczki, córki i męża. Ta kolejność.
– Wie pani, byłam tam taka szczęśliwa, taka szczęśliwa…
Dotknęłam jej polików, szyi, sprawdziłam, czy ma ciepłe ręce. Ciepłe.
Jakoś nie mogłam ich puścić.
– Zdjąć turban?
– O, tak.
Zdjęłam, otwarłam szerzej okno, nie było wiatru. Stasia przymknęła oczy:
– Jak dobrze poczuć świeże powietrze, znów pooddychać. Bardzo lubię zimno, w domu śpię przy otwartym oknie.
Oddychałyśmy sobie nie mówiąc nic. Uśmiechnięte i blisko.
– Muszę jechać po synka. Zostawię otwarte okno.
– Dziękuję, serdeńko.
Odfrunęła po kilku dniach. Do zimnych zapewne krajów.
.
-
dzielny Franek
-
futrzak
-
Anonimowy
-
Nitrogryceryna
-
Asia
-
dzielny Franek
-
Anonimowy
-
Mamiczka
-
Kalina