Stasiafeatured

Dwie godziny przy Ani; czas jechać po synka. Przy drzwiach Stasia, na do widzenia proponuję herbatę, poprawiam poduszkę, pytam czy wszystko w porządku. Jest coś w jej oczach i już wiem – się spotkamy.

– Odwiedza ktoś panią?

– Tak, ale wie pani jak to jest. I tak jesteśmy sami. Ludzie przychodzą, ale potem znikają i człowiek się zapada. Ja choruję od dwudziestu lat, wie pani jaka to samotność?

Nie wiem czy wiem. Nieporadny uśmiech.

– Myślę sobie, że wszyscy jesteśmy czasem sami. Nawet ci zdrowi, gdy wszystko niby się układa.

– Tak, ma pani rację. Ja się czasem pogrążam, zapadam w studnię; ktoś przychodzi, wyrywa mnie z tego, ale potem to się powtarza.

– Ma pani dzieci? Przychodzą?

– Dzieci… Tak, troje. I wnuczkę. Wnuczka zmarła na białaczkę. Potem córka. Też na białaczkę. To już jakieś trzy i pół roku.

Czas się zatrzymuje. Za kilkoma zdaniami stoją całe światy, przestrzenie rozpaczy. Patrzę na kolejną mamę, babcię po stracie.

– Chcę pani powiedzieć… Pochowałam dziesięciodniową córeczkę. Znam tę samotność. – mówię, choć to nie miejsce, ale właśnie teraz to powiedzieć trzeba.

– Tak, to pani wie. Współczuję pani. Ja mam sąsiadkę, ona też straciła dziecko. Czasem się mijamy przed blokiem. Ona wiedziała i ja wiedziałam, ale nigdy nie rozmawiałyśmy. No może raz, ale jakoś tak płytko. Wie pani, ja myślę, że może ona tej straty nie przeżywa tak jak ja…?

– Może być też tak, że ból jest zbyt mocny i ta pani mogła się bać, że straci równowagę, do której mozolnie się dochodzi.

– Tak… Nigdy o tym nie pomyślałam, ale tak też mogło być.

– Nikt nie chce rozmawiać, słuchać o śmierci dziecka. Pamiętam.

– Nikt. Ja zapadam się potem na kilka dni. Ktoś przychodzi, wyciąga mnie z tego i funkcjonuję jak trzeba, czuję spokój. To są takie zmienne okresy. Długo już leżę w łóżku.

– A syn panią odwiedza?

– Syn nie żyje. Od dwudziestu trzech lat.

Nic już nie wiem. Nic.

Dotykam jej ręki, głaszczę po włosach, poprawiam koc.

– Otworzę okno, dziś nie ma mrozu, wpuścimy trochę powietrza.

– A czy…, czy odwiedza panią …inny świat? – Stasia unosi głowę w moją stronę.

– Nie, chyba nie. A panią?

– Czasem tak.  – uśmiech. – I bywa, że mnie boli do takiego stopnia, że wydaje mi się, że to sen, że to wszystko nie mogło się stać naprawdę. Robi mi się wtedy lżej, mogę spokojnie zasnąć.

Potem dowiaduję się, że Stasia jest splątana.
I że nikt jej nie odwiedza.

Tylko sąsiadka.

.

  • Co czlowiek to inna historia.
    A ze w cierpieniu czlowiek jest sam, to niestety, oczywista oczywistosc.

  • dla mnie, słowo klucz (teraz i tutaj) to właśnie równowaga

  • Ja też wiem…

  • Urszula :*

  • Również dla Uli:*

    Każdy człowiek, który stracił kogoś bliskiego zaznał tej samotności i tych uczuć w różnym stopniu. Czasami od tej samotności nie są w stanie wyrwać nas nawet nasi najlepsi i najwierniejsi przyjaciele, bo nikt nie jest w stanie zabrać tego bólu. Mogą wspierać i być, co tez pomaga, ale ból nie zniknie. Trzeba czasu. Smutna jest ta historia, a w ogóle smutne jest to, że ludzie uciekają od ludzi w żałobie. Boją się ich, bo boją się, ze źle coś powiedzą czy zrobią coś nie tak. To jest bardzo bolesne dla tej osoby, która cierpi, bo jest z tym sama, a jakby ktoś ja wspierał to byłoby lżej. Najlepiej te stany rozumieją ci co też to przeżyli.

    Pozdrawiam

    Justyna

    • Anonimowy

      Święte słowa.

  • Anonimowy

    Pani Stasia ma ostrzejszy wzrok. Jak wielu w jej sytuacji. Dzieci, rodzeństwo, czasem jacyś obcy, co "siedzą i patrzą". Gorzej, gdy "szepczą" albo "brudzą", "chcą zabrać pieniądze". Wszyscy mają tylko jedną cechę wspólną – my już ich nie widzimy. "Panie Stasie" – już potrafią.

    Agnieszka

  • Dwa bieguny: samotność i obecność tak odległe i tak sobie bliskie zarazem…
    Ściskam mooocno 🙂

  • Straty Stasi są prawdziwe? Rzeczywiste?
    Pytam w związku z tym splątaniem.

    A co u Pe?
    Często mi wraca temat zespołu zamknięcia…

  • Nie wiem. Nie pytam, czy prawdziwe.

    Pe w domu.

  • Anonimowy

    Nieprawda, że trzeba czasu. Ból po stracie dziecka nie mija nigdy.

  • Anonimowy

    Gdy umarł mój brat, mama tylko lepiej udawała że mniej boli. Potem sama odeszła, zbyt szybko…ale myślę że za nim. Szkoda, że ze mną nie została. Też jej potrzebowałam, mimo że to ja byłam ta zdrowa, cholera…po co…
    Mówiła " Ty sobie zawsze poradzisz", a ja chciałam żeby mi pomogła przetrwać…odeszła zanim…Jola W.

  • Anonimowy

    …i ja wiem…
    Dziś mija trzy miesiące.
    Anka

  • Anonimowy

    czy to splątanie,
    czy tylko my czegoś nie dostrzegamy (jeszcze?)
    Z pozdrowieniami – Elka:)

  • Trudny czas, Anko. Dbaj o siebie.
    :*

    Elka, to raz, dwa: w splątaniu też jest metoda, rdzeń, pestka.

  • Samotność, ból, cierpienie, rozpacz…

  • Smutno, bardzo smutno…