Miast’tofeatured
…
Na początku było słowo, dźwięk właściwie, jasna kropka w granatowej ciszy. I powidoki. Po czym – nie wiesz, nie pamiętasz. Pomarańczowo-fioletowe plamy sunące jak obłoki, gdzieniegdzie czerwień.
Pod powiekami obraz śnieży, mrowi.
Nie otwierasz jeszcze.
Dźwięków coraz więcej; wracasz z jaskini w ramiona miasta.
Miasto na „O”, spore, nowoczesne, o cyklach rytmicznych i pewnych. Barwne neony, rozświetlone wieżowce, gmachy, pnącza kabli, światłowodów, rur. Sygnalizacja działa bez zarzutu, choć trzeba przywyknąć do drobnych różnic. Czerwone – idź, zielone – spocznij.
Sporo maszyn sprzątających; łagodnie buczą polerując deptak. Zaczyna się dzień – zgadujesz. Coraz większy ruch. Z lewej do prawej, z prawej do lewej pospieszne kroki; nie martwisz się, nie kibicujesz, na pewno zdążą, dzień się ułoży. Ktoś ściska ci mocno ramię, jakby się zgubił/żebrał/nalegał, by odprowadzić pusty koszyk. Stoisz prosto, nie rozglądasz się, nie prowokujesz. Po chwili jegomość rezygnuje; uczepi się innego – w każdym razie ty masz spokój. Ciśnienie w normie.
Czujesz się całkiem przejrzysty; miasto – perpetum mobile, płynnie przenika przez skórę do żył. Stapiasz się, nanizany na kable.
Żaden tam z ciebie homo viator; pępowina trzyma pewnie, oddycha. Nie musisz nic. Stoisz sobie, pod stopami krawędź łóżka. Za plecami bezpieczne oparcie. Siłą grawitacji przywierasz do antyodleżynowej ściany macicy. Do muru.
To, że otwarłeś jednak oczy i czasem płaczesz, wyłamuje się ze schematu.
Reszta natomiast posłuszna miastu na „O”.
Posłuszna do bólu.
.
-
Sylwia
-
urszula
-
kachnana
-
Anonimowy
-
rybenka
-
Anonimowy
-
gaja
-
ewa
-
gaja
-
Anonimowy
-
Maramausch
-
Sto1000krotka
-
Dorothea
-
Daraja
-
ISJ
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Ewa
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
reni