Drugoplanowafeatured
…
Dzień mężczyzn.
Pan B. rozżalony – żona i dzieci nie przychodzą, odleżyna się nie goi, bolą plecy i rutyna. Nie mam pomysłu. Tv trwam. Tv nie wiem.
Okładam go ligniną uśmiechów i bladych słów. Zabijamy czas do obiadu. Nie udaje się.
W sali obok pan S.
Chce siadać – wciąż wyżej i wyżej. Krzyczy, ordynuje, obraża. Nie może oddychać, nikt nie pomaga, nie ma lekarzy, pielęgniarek, zostawiliśmy go samemu sobie. Dwie ciężkie godziny.
Cierpliwie tłumaczę, próbuję odwracać uwagę. Dziadek S. był lotnikiem, sam S. – tokarzem. Odwrót długo nie trwa, wracamy do pionu. Złamane żebro, prawdopodobne przerzuty do kości; nie wolno mi dać się namówić – zero wstawania, walka trwa. Jestem zmęczona; zdecydowanie idzie wiosna. Kręcimy się w kółko; nie zostawię go. Widzę jak prowokuje kaszel, udaje duszność.
Pod spodem jest strach. Ten akurat prawdziwy.
Na korytarzu miga mi Jadwiga. Rozbrojona z włosów głowa okryta kocem.
Róże nie lubią przeciągów. Jadwiga jedzie na badania.
Obiad, wreszcie obiad. S. połyka kęsy tak łapczywie, że nie nadążam. Długo nie trwa – i mamy wymioty. Z nieba spada mi P., wolontariusz-praktykant, z plastikową miską. Szybko się składamy. Czas zatoczył koło – stoję na miejscu Atomka, ukochanego amatora, a przecież sama muszę się jeszcze wiele nauczyć.
Na tarasie pan L.
Chore płuca i kości. Wchłaniam opowieść o lekarzach, diagnozach, kolejkach w przychodniach, łapówkach, dojazdach o świcie, rybach, które czekają na niego w jeziorze, zmęczeniu i bólu. Kolejna bezradna historia, której można tylko wysłuchać.
Jadwiga wraca. Z daleka widzę, jak dotyka drżącą ręką twarzy.
Powrót do S. i do kółka. Kręcimy się z P. jakieś 30 minut, więcej nie damy rady. Przed wyjściem z hospicjum P. chce pożegnać się z jakąś panią. Nie znam, idę za nim. Na łóżku Jadwiga, obok dwie wolontariuszki.
P. kłania się wzorowo.
Jedno spojrzenie i wszystko jasne. Pochylam się, patrzę w oczy.
– Ciężki dzień.
– Bardzo.
…
Oczy Jadwigi w roztopach. Sól i woda.
Czas zatacza kolejne koło. Obejmuję łysą głowę, przytulam niemal tak samo, jak przytulałam Fantomka. Pięć osób, żadnych słów. Dopiero potem:
– Czasem są takie dni. Trzeba przetrwać, przespać. Ktoś mi bliski powiedział, że rzeczy mają tendencję do układania się.
Spróbuj zasnąć, Jadziu.
Blady uśmiech, mrugnięcie, skinienie.
Taki dzień.
.
-
ewa
-
Karolina Kasprzak
-
Karolina Kasprzak
-
viki
-
Anonimowy
-
surreal