Bladofeatured

Poznaję w hospicjum ludzi spełnionych.
Co za ulga, co za otucha!

Jerzy ściska moją rękę. Opowiada o niepełnosprawnej wnuczce, która właśnie – mimo strachu – poszła na studia.
I płacze, wzruszony.

Opowiada o żonie, której nie oddałby za żadne skarby świata:

– Jest taka dobra, kochana; jesteśmy razem 54 lata… – i znów łzy.

Jerzy całuje mnie w rękę za każdą przyniesioną herbatę, za każdą współdzieloną historię.

Przepełnia go wdzięczność.

Wzruszają go wolontariusze, siostry, lekarze.

To, że zaraz jadę po synka.

Wzruszają go wspomnienia.
Jestem z nim, gdy wybiera swojego pierwszego, zielonego malucha, gdy poznaje przyjaciela na badaniu przed komisją wojskową, gdy rozrabiają jego – niedorosłe jeszcze – dzieci, gdy załatwia komplet mebli „Kowalski”.

Trzymam go za rękę i ładuję się bezcenną wdzięcznością do każdej chwili.

O chorobie nie rozmawiamy, szkoda czasu.

Szczęśliwie blado wypada w porównaniu.

  • Może zabrzmi to jak truizm, ale spełnienie ludzie zawdzięczają sędziwemu wiekowi, pod warunkiem, że nie marnowali czasu.

  • Anonimowy

    Codziennie zagladalam z nadzieja, ze cos napisalas Zorko i wreszcie… jest! Dziekuje Ci. Pisz, pisz – prosze!

  • Anonimowy

    wystarczy na chwile zmienic persektywe patrzenia na zycie i posluchac uwaznie co mowia ludzie w hospicjum a wszystko staje sie takie proste, takie przejrzyste, takie cudowne- nie potrzeba madrych ksiazek zeby w sekunde poustawiac sobie wlasciwie priorytety
    dzieki Zorko!

  • Anonimowy

    trzeba patrzeć oczami hospicyjnymi,żeby umieć dostrzec i docenić sens życia…..

  • Anonimowy

    świetnie piszesz