Bladofeatured
Poznaję w hospicjum ludzi spełnionych.
Co za ulga, co za otucha!
Jerzy ściska moją rękę. Opowiada o niepełnosprawnej wnuczce, która właśnie – mimo strachu – poszła na studia.
I płacze, wzruszony.
Opowiada o żonie, której nie oddałby za żadne skarby świata:
– Jest taka dobra, kochana; jesteśmy razem 54 lata… – i znów łzy.
Jerzy całuje mnie w rękę za każdą przyniesioną herbatę, za każdą współdzieloną historię.
Przepełnia go wdzięczność.
Wzruszają go wolontariusze, siostry, lekarze.
To, że zaraz jadę po synka.
Wzruszają go wspomnienia.
Jestem z nim, gdy wybiera swojego pierwszego, zielonego malucha, gdy poznaje przyjaciela na badaniu przed komisją wojskową, gdy rozrabiają jego – niedorosłe jeszcze – dzieci, gdy załatwia komplet mebli „Kowalski”.
Trzymam go za rękę i ładuję się bezcenną wdzięcznością do każdej chwili.
O chorobie nie rozmawiamy, szkoda czasu.
Szczęśliwie blado wypada w porównaniu.
-
Maggie
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Anonimowy