82featured
Półtora roku temu usłyszałam tę opowieść:
Jacek (lat 17) wybierał się do kina, po drodze zjadł kilogram lipcowych śliwek. Czekanie na film dłużyło się niemiłosiernie. Obok budynku cyganka natrętnie sprzedawała wróżby – maleńkie listy w butelkach po lekarstwach. Trudno było ją zignorować, więc Jacek na odczepne kupił fiolkę i schował do kieszeni. Upał straszliwy, spragniony chłopak wypił więc sporo kranówki i pomaszerował na film.
Potem było już tylko gorzej.
Zdaje się, że nie dotrwał do końca seansu.
Powrót do domu w mękach. Nogi odmawiały posłuszeństwa, w brzuchu rewolucja, bóle w klatce piersiowej, mroczki przed oczami, nudności. Cudem dotarł do mieszkania i padł na wersalkę. Naprawdę myślał, że umiera. Całą egzaltowaną mocą siedemnastoletniego serca zaczął przepraszać Boga za przewinienia i zawierać układy w sprawie odroczenia wyroku.
Nic nie pomogło.
W oczach ciemno, świat wiruje, ból brzucha, do tego kłucie w dolnej części pleców. Wyraźnie zlokalizowane po jednej stronie.
Ostatkiem sił Jacek przekręcił się na bok chcąc rozmasować obolały pośladek. W kieszeni wymacał buteleczkę z wróżbą – feralne ziarnko grochu – i tym samym częściowo się uzdrowił.
Śliwki w brzuchu nadal grały marsz żałobny. Mimo to Jacek omdlewającymi dłońmi odkorkował flaszkę i rozwinął zwitek.
Wróżba kończyła się w ten oto sposób:
„Umrzesz w wieku 82 lat.”
Na Jacka spłynął błogi spokój. Nie umrze dzisiejszej nocy, to pewne.
Ból zaczął topnieć, Jacek zasnął w ubraniu na wersalkowym katafalku, a rano obudził się całkiem wypoczęty.
Ta historia otwarła naszą znajomość.
Pan Jacek, wówczas 79-latek, wciąż powtarzał mi, że jest spokojny, bo do osiemdziesięciu dwóch daleka droga. Rak jelita grubego z przerzutami na inne narządy nie był w stanie odebrać siły, którą 60 lat temu wlała we fiolkę stara cyganka.
I dobrze.
Doczekaliśmy sierpniowych urodzin.
Wpierw osiemdziesiątych.
Potem osiemdziesiątych pierwszych.
Niedawno wróciłam do rozmowy o wróżbie. Jacek był bardzo zadowolony, że zapamiętałam tę historię.
– Osiemdziesiąt jeden skończone. Gratulacje, panie Jacku.
– Tak, czeka mnie dwanaście miesięcy ciężkiej pracy. – Uśmiech zwrotny.
Potem już dużo, dużo snu.
Jesień przyszła w zawrotnym tempie, jeszcze szybciej – zima.
Jacek umarł 11 września.
W osiemdziesiątym drugim roku życia.
Całkiem spokojny.
-
Anonimowy
-
Nelly
-
Anonimowy
-
moonriselan