Marekfeatured

Marek, wrócił Marek – ten od okrągłego stołu!
Omal nie usiadłam z wrażenia.

Mieliśmy już nigdy więcej się nie zobaczyć – spotkanie przerwane w maju in medias res, gdy Marek niespodziewanie wrócił do domu. Pamiętam, że upieczony dla niego chleb przypadł wtedy bezdomnemu, pamiętam, że płakałam w samochodzie.
Podobno Marek wrócił na kilkanaście dni do hospicjum – jednak w czasie moich wakacji.

W sali Marka odwiedzam pewnego pierwszoligowego piłkarza; potem zazwyczaj pędzę po synka. Dziś zajrzałam za kotarę.

Poznałam go od razu, choć bardzo, bardzo schudł.
Te same dobre oczy, poczciwa szczerba, niesforna, chłopięca fryzura.
W uśmiechu jednak znacznie więcej cierpienia.

Chwyciłam go za rękę, cieszyliśmy się oboje.

Wiem, że całe lato nie wypłynął z wędką na jezioro, że w ogóle nie wyszedł z domu.
Wiem, ile ubyło nadziei.

Spróbuję być.

.